Nie za wcześnie chce pan włożyć na siebie zbyt ciężką zbroję?
Cztery lata wieszczono, że będę tym, który zgasi światło w PSL. Jeszcze tuż przed wyborami większość sondaży nie dawała nam szans na wejście do Sejmu. A my nie tylko przetrwaliśmy, ale wspólnie z naszymi przyjaciółmi, jako Koalicja Polska, zrobiliśmy jeden z najlepszych wyników w historii PSL. Udowodniliśmy, że ciężka praca popłaca, i idziemy za ciosem. Od wyborów, gdziekolwiek się pojawię, to słyszę „Władek, musisz!". Widzę, że rozbudziliśmy nadzieję na przełamanie POPiS-owego duopolu, i nie chcę tej nadziei zawieść.
Czyim będzie pan kandydatem na prezydenta?
Polaków – tego bym chciał. I wiem, co pan powie, że każdy kandydat by tak chciał. Tylko my w Koalicji Polskiej pokazaliśmy, że umiemy to zrobić. Kiedy zaczynaliśmy, nikt nie dawał nam szans, a jednak połączyliśmy różne środowiska: ludowców, kukizowców, europejskich demokratów, konserwatystów Marka Biernackiego, ale też przedsiębiorców czy seniorów. Już wtedy wiele osób mówiło mi, że chętnie by na nas zagłosowało, ale bali się, że nie przekroczymy progu. Część z nich do siebie przekonaliśmy, części nie. Teraz, po niespodziance, którą sprawiliśmy, stajemy przed wielką szansą, żeby wyciągnąć ich z domu na wybory prezydenckie. Postulaty programowe Koalicji Polskiej już popierają, teraz chciałbym ich przekonać do mojej wizji prezydentury.
W Koalicji Polskiej nie ma sporu?