Podczas głosowania w PE nad rezolucją uruchamiającą art. 7 wobec Węgier do wyniku nie były wliczane głosy wstrzymujące się. Wniosek musiało poprzeć 2/3 europarlamentarzystów.
Za wnioskiem o przyjęcie sprawozdania w tej sprawie głosowało 448 europosłów, przeciw było 197. Od głosu wstrzymało się 48 deputowanych.
Dotychczas artykuł siódmy uruchomiono tylko raz - wobec Polski, ale zrobił to nie Parlament Europejski, a Komisja Europejska.
Komisje Parlamentu Europejskiego zarzucają Węgrom ograniczanie wolności mediów, sądów i uczelni, korupcję i łamanie praw mniejszości. Sprawozdawczyni raportu Judith Sargentini przekonywała w czasie wtorkowej debaty, że uruchomienie artykułu 7. jest konieczne. Zauważyła, że wszystkie kraje UE zobowiązały się bronić unijnych wartości. - Czy wszystkie się z tego wywiązują? Obawiam się, że nie. Rząd Węgier uciszył niezależne media, nałożył kaganiec na świat akademicki, zastąpił sędziów takimi, którzy są bliżsi rządzącej partii, zdecydował, które Kościoły mogą działać, a które nie - argumentowała.
Węgierski premier Viktor Orban ripostował, zarzucając twórcom raportu dziesiątki błędów. Głosowanie ws. artykułu siódmego nazwał zemstą za krytyczne stanowisko jego kraju wobec przyjmowania uchodźców. - Z całą stanowczością muszę odrzucić ten szantaż, że musimy wspierać migrację, wbrew opinii naszego narodu - mówił.