Peter Greenaway, gigant światowego kina, autor m.in. „Kontraktu rysownika”, „Brzucha architekta” i „Ksiąg Prospera”, jest reżyserem, który myśli obrazami. W jego filmach znajdziemy mnóstwo odwołań do sztuki Rembrandta, Vermeera czy Constable’a i Turnera, a nawet do dalekowschodniej kaligrafii. Najczęściej zaś nawiązuje do renesansu, manieryzmu, baroku, mistrzów flamandzkich, ale widoczny jest też wpływ sztuki współczesnej, Mondriana czy Jaspera Johnsa.
Nic dziwnego, Greenaway zaczynał od malarstwa, zanim zajął się na dobre filmem. Jak twierdzi w jednej z wersji „Alfabetu Greenawaya” (wideoinstalacji zrealizowanej przez Saskię Boddeke), zdecydował się na tę zmianę, bo „rozczarował go brak ścieżki dźwiękowej w obrazach”. A jednak nigdy malarstwa nie porzucił i często w wolnych chwilach do niego wraca, malując najchętniej akrylami na tekturze.
Autorką projektu wystawy w toruńskim CSW jest Saskia Boddeke, znana holenderska artystka multimedialna i reżyserka operowa. To w trakcie realizacji opery „Rosa” z librettem Petera Greenawaya poznali się w Amsterdamie ponad 25 lat temu. Połączyło ich uczucie i wspólna praca.
W instalacji odwołującej się do Apokalipsy Greenaway też ma współudział w wizji Saskii Boddeke jako twórca rzeźb i tekstów. A w warstwie obrazowej dominuje operowa widowiskowość, wykorzystująca nowoczesne technologie, filmowe efekty. Widz ma wrażenie, że znalazł się w środku apokaliptycznych zdarzeń. Pełne grozy obrazy, w których śmierć przypomina Draculę, atakują z otaczających ekranów. Efekt zwielokrotniają odbicia w wodzie zalewającej podłogę. Część widzów brodzi w niej zresztą w wypożyczanych kaloszach, choć można też iść po drewnianych podestach.
– Dla mnie woda jest symbolem łez tych wszystkich osób, których życie jest nieszczęśliwe – tłumaczyła Saskia Boddeke na konferencji prasowej. I dowodziła, że świat współczesny ewoluuje w złą stronę. Stąd pomysł podsunięcia lustra, żebyśmy lepiej zobaczyli dokonujące się niebezpieczne zmiany i poczuli się współodpowiedzialni.