Kandydat na prezesa partii był jeden: Jarosław Kaczyński. 1008 delegatów za, siedmiu przeciw, jeden się wstrzymał – to wynik głosowania uczestników sobotniego kongresu PiS w Warszawie.
Stary-nowy szef partii nazwał to upoważnieniem do przewodniczenia wielkiemu obozowi zmiany. Otwarcie mówił o tym, co opozycja do tej pory przedstawiała jako zarzut wobec obozu władzy: że choć prezydentem jest Andrzej Duda, a premierem Beata Szydło, to pierwsze skrzypce gra kto inny. – Rzeczywiście chcę być realnym szefem. Mamy wspaniałą drużynę, ale chcę, żeby to było jasne – mówił Kaczyński w przemówieniu po partyjnych wyborach, chociaż nie wymienił z nazwiska ani prezydenta, ani szefowej rządu.
Sięgnąć po OFE
Przekonywał, że trzeba budować silne, nowe i w pełni suwerenne państwo, które jest w stanie zapewnić obywatelom bezpieczeństwo, a także rozwiązywać ważne problemy społeczne, takie jak choćby brak mieszkań. Państwo, które nie będzie miało nic wspólnego z komunizmem i postkomunizmem, nie będzie postkolonialne. – To jest przebudowa życia społecznego. To jest także ostateczne odrzucenie szkodnika Balcerowicza (ewidentne nawiązanie do wywiadu w „Rzeczpospolitej", w którym Leszek Balcerowicz to szefa PiS nazwał szkodnikiem – red.). To jest nowy porządek gospodarczy, który jest realizowany przez plan Morawieckiego. Musimy go zrealizować – mówił prezes partii.
Wicepremier Morawiecki obiecuje wzmocnienie polskiego kapitału, wzrost innowacyjności naszych firm (także dzięki współpracy z uczelniami), wsparcie eksportu, reindustrializację. Mają temu służyć m.in. sięgające biliona złotych inwestycje z funduszy unijnych i krajowych. Kaczyński zapowiedział m.in. wykorzystanie pieniędzy, które zostały w OFE. To ok. 130 mld zł.
– Dzisiaj w gruncie rzeczy tracą na wartości, a mogą być podstawą nowych ważnych przedsięwzięć, które będą budowały siłę naszej polityki gospodarczej, ale będą też wspierały milion polskich gospodarstw domowych – mówił, choć szczegółów nie podał.