– Z tego spotkania wszyscy wyszli niezadowoleni – mówi Marek Sawicki z PSL. W ten sposób relacjonuje przebieg wtorkowej pierwszej rundy negocjacji w sprawie podziału miejsc na sali plenarnej. Część klubów nie zaakceptowała propozycji Kancelarii Sejmu. A chce ona, począwszy od prawej strony, usadzić kolejno: PiS, PSL, PO i Lewicę.
Teoretycznie podział miejsc na sali plenarnej powinien być formalnością. Od czasu rewolucji francuskiej zwyczajem jest to, że prawica siedzi na prawo, a lewica na lewo. W polskim Sejmie ta zasada obowiązywała do 2015 r. Wtedy do Sejmu nie dostał się zajmujący tradycyjnie lewą stronę SLD, więc trzeba było wymyślić coś nowego.
czytaj także: 22 tys. głosów to za mało na mandat, wystarczą 4 tys.
Sejmowi urzędnicy zaproponowali wówczas podział, który zyskał akceptację najważniejszych sił politycznych: na sali plenarnej, począwszy od prawej strony, siedzą kluby w kolejności od największego do najmniejszego. Czyli w 2015 r. usadzono kolejno: PiS, PO, Kukiz'15, Nowoczesną i PSL.
Jednym z promotorów tamtej formuły był poseł PiS Marek Suski. Argumentował, że dzięki usadzeniu największego klubu po prawej stronie będzie miał on nieskrępowany dostęp do ław rządowych.