Ale główny cel Macrona, budowa bardziej zintegrowanej Unii wokół strefy euro (a więc bez Polski i Węgier), z własnym, poważnym budżetem (mówił o kilku procentach PKB UE) i ministrem finansów, zakończył się spektakularną porażką. Niemcy nie zgodziły się na zmarginalizowanie regionu, który waży już dla nich gospodarczo więcej niż Francja. Prezydent nie stał się też uprzywilejowanym partnerem Donalda Trumpa w Unii: w energetyce czy obronie Ameryka mnożyła projekty w Polsce i Europie Środkowej. A otrucie Aleksieja Nawalnego i pacyfikacja rewolucji na Białorusi pokazały, jak niewielki wpływ na politykę Kremla ma „partnerstwo strategiczne" Francji i Rosji, które w ub. roku ogłosił Macron. Wreszcie ambitne plany prezydenta postawienia na nogi francuskiej gospodarki skończyły się reformami, które nie wykraczają poza to, co zrobił jego poprzednik, François Hollande.
Zwrot we francuskiej polityce nastąpił już na początku tego roku. W lutym prezydent wreszcie odwiedził Polskę – jeden z ostatnich krajów Unii, które znalazły się na jego drodze. Choć na kolację do ambasady Francji zaproszono Adama Michnika i innych, zdecydowanie przeciwnych PiS intelektualistów, w wystąpieniach publicznych prezydent powstrzymał się od atakowania polskich władz, w szczególności w sprawie praworządności.
Ta linia jest przez Paryż kontynuowana. Tym bardziej że reelekcja Andrzeja Dudy pokazała, iż PiS pozostanie u władzy dłużej. W ub. tygodniu szef MSZ Jean-Yves Le Drian pofatygował się na forum Globsec do Bratysławy, aby spotkać się ze swoimi odpowiednikami z Grupy Wyszehradzkiej (chorego ministra Raua zastępował Szymon Szynkowski vel Sęk) – sygnał, że Paryż pogodził się z nową rolą Europy Środkowej. W tym samym czasie szef BBN Paweł Soloch przyjmował dyrektora generalnego francuskiego MSZ Philippe'a Errera.
Polubić Warszawę
W przemówieniu w Bratysławie Le Drian na pierwszy plan wysuwa odzyskanie przez Europę „suwerenności" na świecie. Temu miałoby też służyć czwartkowe spotkanie Trójkąta Weimarskiego. Jednak w poniedziałek w Brukseli szefowie MSZ Francji i Niemiec przedstawią projekt sankcji wobec Rosji po otruciu Nawalnego, który nie może spełniać oczekiwań Polski. Chodzi o objęcie zakazem wjazdu do UE dziewięciu osób, które miały wziąć udział w próbie zabójstwa, oraz restrykcje dla zakładów produkujących nowiczok. Szczegół wobec oczekiwań wstrzymania budowy Nord Stream 2.
Polska znacznie bardziej jest Francuzom i Niemcom potrzebna do odblokowania Funduszu Odbudowy (Warszawa nie chce uzależnienia wypłat od respektowania zasad praworządności) i zatwierdzenia reformy polityki migracyjnej – najważniejszych celów niemieckiej prezydencji w UE. Szczególne więzy Polski z Wielką Brytanią mogą też przydać się dla uniknięcia porażki rokowań z Londynem na dwa miesiące przed wygaśnięciem umowy przejściowej Królestwa z Unią.
Macron chce też stworzyć warunki dla sukcesu przewodnictwa Francji w Unii w pierwszej połowie 2022 r. To kluczowy moment dla prezydenta, który w wyborach w maju powalczy o reelekcję. Wobec trudnej sytuacji gospodarczej kraju i wysokiego bezrobocia, prezydent, który wedle „Le Figaro" może liczyć na przychylność ledwie 32 proc. rodaków, będzie wówczas na gwałt potrzebował sukcesów w polityce zagranicznej. Nawet za cenę pojednania z nielubianymi władzami w Warszawie.