Rachunek za festiwal obietnic

Złoty nie wsiądzie do roller-coastera, nie będzie też wyprzedaży polskich obligacji czy akcji. Wynik wyborów już jest w cenach. Ale koszty wyborczej kiełbasy rozdanej przez PiS – nie. Dlatego trzymaj się za kieszeń, klaso średnia.

Aktualizacja: 14.10.2019 05:59 Publikacja: 13.10.2019 21:22

Rachunek za festiwal obietnic

Foto: Archiwum

Winien i ma – to dwie główne pozycje w księgowych zestawieniach. Moja mama była księgową i gdy wieki temu jako nastolatek pytałem ją, czy warto wybrać ten zawód, kręciła głową, że nudny przeokrutnie, a przy tym mozolny. No bo bilans musi się zgadzać, pozycja „winien” równać się „ma”, a znajdowanie pomyłek to zadanie tytaniczne. Była to wszak epoka „przedexcelowa”. Piszę o tym po wyborach, bo PiS, który wedle sondażu exit poll najprawdopodobniej zdobył większość sejmową, w wielomiesięcznej kampanii hipnotyzował nas naręczami kiełbasy wyborczej. Eksponował pozycję „ma”, przemilczając komu wystawi rachunek z nakazem wypełnienia pozycji „winien”. 

Czytaj także: Wybory parlamentarne: Exit poll: 43,6 proc. dla PiS, 27,4 proc. dla KO. Pięć partii w Sejmie  

Finansiści zgodnie uznają, że na krótką metę bilans będzie się zgadzał, rząd Morawieckiego wszak pokazał zrównoważony budżet (niemal) bez deficytu, zamykając usta biadolącym, że żyjemy ponad stan. A skoro do mety wyborczego wyścigu pierwszy dotarł PiS, wynik głosowania w perspektywach narodowej kasy wiele nie zmieni. Dlatego na giełdzie gwałtownych zmian kursów raczej nie będzie, akcje nie zanurkują, a złoty, jeśli już będzie się wahał, to z powodu ogólnych zmian nastrojów na świecie, a nie wyniku elekcji.

Przymus zapełnienia państwowej kasy spadnie na klasę średnią, zwłaszcza jej członków z górnych rejestrów dochodowych. Nie chcąc psuć szampańskich nastrojów premier „na po wyborach” odłożył kluczową przecież dla wielu firm i zatrudnianych specjalistów decyzję w sprawie tzw. 30-krotności, czyli limitu zarobków, po osiągnięciu którego nie płaci się już składek ZUS.

Choć rozbrzmiewają jeszcze akordy konsumpcyjnej fiesty, za rogiem czai się post. O hamowaniu gospodarki świadczy choćby zaskakująca posucha ogłoszeń o wolnych etatach czy załamanie zakupów nowych ciężarówek. Polacy wykazują – jak wynika z najnowszych badań – dużą chęć do wyjazdu za pracą na Zachód. Polskie firmy zaciągają zaś pasa w obliczu recesji grasującej w przemyśle w Niemczech, naszego głównego partnera handlowego. Zbliża się szok, tym boleśniejszy, że rządzący od czterech lat PiS rozbudzał apetyty, przekonując: „jak to się nie da”? A w obliczu dekoniunktury nie da się spełnić wszystkich obietnic, np. 14. emerytury, a może i 13.

PiS nie zaryzykuje jednak gwałtownej kuracji odchudzającej i odbierania tego, co już dał, np. części 500+. Spadek konsumpcji tylko pogłębiłby hamowanie gospodarki. Władza postawi raczej na większy deficyt. Ale będzie też musiała szukać dodatkowych dochodów, zanurzając głębiej rękę w kieszeniach podatników. Bo choć relacja długu do PKB malała ostatnio, to jesteśmy niezbyt daleko od konstytucyjnego limitu 60 proc. PKB. Dotrzemy doń w półtora, góra dwa kryzysowe lata.

Konstytucja jest ostatnią rzeczą, którą się PiS przejmuje, ale partia Jarosława Kaczyńskiego może czuć obawy przed naruszeniem tej akurat bariery. Bo z Komisją Europejską może się spierać o praworządność latami, ale bat rynków finansowych pójdzie w ruch błyskawicznie. A wtedy elektorat zatęskni np. za niekorzystnym dziś kursem 4 zł za franka i wystawi rządzącym rachunek. Bo „winien” i „ma” musi się zgadzać. Tak w finansach, jak i w polityce.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację