Bo choć w Smoleńsku zginęli przedstawiciele wszystkich ugrupowań politycznych, tragedia, sposób jej wyjaśniania, jak również upamiętniania zmarłych wykopały bardzo głębokie rowy.
Odsłonięcie pomnika wszystkich ofiar w centrum Warszawy na placu Józefa Piłsudskiego będzie zamknięciem pewnego etapu upamiętniania tej katastrofy. Bardzo żałuję, że z powodu uporu polityków Platformy Obywatelskiej dochodzi do tego dopiero osiem lat po tym, jak polski tupolew roztrzaskał się nieopodal lotniska w Smoleńsku. Szkoda też, że rządzące Prawo i Sprawiedliwość, by postawić pomnik, zdecydowało się uciec do fortelu, jeśli nie wprost do oszustwa. Te okoliczności pokazują, jak dużo jest złej woli, wzajemnej niechęci i nieufności. Ale pomnik w ważnym punkcie Warszawy – to na pl. Piłsudskiego odbyła się uroczysta msza, podczas której tysiące Polaków modliły się za 96 osób, które zginęły 10 kwietnia – po prostu się ofiarom należał.
Być może mógł stanąć w innym miejscu, być może projekt mógł być lepszy. Można by o tym dyskutować, gdyby to upamiętnienie nie było przedmiotem tak poważnego sporu pomiędzy PO a PiS. Dziś stajemy przed faktem dokonanym. Mam nadzieję, że nikt poważny nie zgłosi postulatu, by ten pomnik rozebrać. Niech wtorkowa uroczystość stanie się ważną cezurą.
Tym bardziej że Jarosław Kaczyński zapowiedział, że ósma rocznica ma zakończyć też comiesięczne marsze ulicami stolicy. Ich oficjalnym celem miało być właśnie doprowadzenie do upamiętnienia ofiar katastrofy oraz pełne wyjaśnienie jej przyczyn. Niestety, miesięcznice również stały się przedmiotem ostrego sporu. Z jednej strony dla polityków PiS często były okazją do bardzo ostrych wypowiedzi politycznych, z drugiej – wywoływały w ostatnim czasie dość żywiołowe reakcje ze strony opozycji, przez co dochodziło do sytuacji urągających standardom kultury. Nie, w polskiej kulturze nie ma miejsca na gwizdanie ani buczenie na cmentarzu (jak to czasem miało miejsce 1 sierpnia na warszawskich Powązkach), ani na obrażanie tych, którzy celebrują swoją żałobę. O atakach na Jarosława Kaczyńskiego, który odwiedzał Wawel, już nie wspomnę. Koniec miesięcznic to też koniec pewnego etapu.
Nie chodzi jednak o banalny kicz pojednania, o romantyczne „kochajmy się" i udawanie, że nie było tego, co złe. Nie, wiele działo się zła, które ciężko będzie zapomnieć. Trudno będzie zapomnieć pozamieniane ciała w trumnach, podobnie jak trudno będzie wymazać z pamięci zarzuty o zamordowanie prezydenta i całej delegacji. Chodzi o to, by przeszłość nie paraliżowała naszej przyszłości.