Pandemia i programy pomocowe dla gospodarki spowodują wzrost zadłużenia Polski na niespotykaną wcześniej skalę. Dług całego sektora finansów publicznych liczony według metodologii unijnej (do którego doliczane jest też to, co pożycza BGK i PFR) ma na koniec 2021 r. sięgnąć ponad 1,52 bln zł, czyli aż o 46 proc. (o 480 mld zł) więcej niż na koniec 2019 r.

W nieco mniejszym stopniu – ale to też będzie rekordowy poziom – urośnie dług Skarbu Państwa (czyli tylko to, co pożycza budżet państwa). Tu – jak wynika z projektu ustawy budżetowej – na koniec roku 2021 mamy mieć do spłacenia 1,22 bln zł zobowiązań, czyli o 25 proc. (242 mld zł) więcej niż na koniec 2019 r.
Przy tak ogromnych przyrostach wydawać by się mogło, że znacznie więcej niż dotychczas będzie nas też kosztować obsługa tego długu. Z projektu budżetu wynika jednak, że te koszty w 2021 r. mają wynieść 28 mld zł, czyli nawet o 1,8 mld zł mniej niż plan na 2020 r. i „jedynie" o 0,7 mld zł więcej (2,4 proc.) niż w 2019 r.
– Główną przyczyną faktu, że koszty obsługi zadłużenia rosną nieproporcjonalnie wolniej niż sam dług, a nawet czasami spadają, jest spadek stóp procentowych – wyjaśnia Karol Pogorzelski, ekonomista ING Banku Śląskiego. – Stopy procentowe spadają konsekwentnie od 2012 r. i mniej więcej od tego roku spada koszt obsługi zadłużenia – podkreśla. – Nawet stary dług, zaciągany w mniej sprzyjającym otoczeniu, jest zamieniany na nowy, tańszy – uzupełnia Piotr Bielski, główny ekonomista Santander Bank Polska. – Resort finansów stara się wykorzystać dobry okres i teraz zwykle wypuszcza obligacje o dłuższym okresie zapadalności – dodaje.