– Po zniesieniu limitu składek na ZUS już przy zarobkach ok. 6 tys. netto miesięcznie każda kolejna złotówka wypłacana przez pracodawcę będzie obłożona aż 52 groszami podatków i składek, a tylko 48 groszy trafi do pracownika – wylicza Łaszek. – Wzrost obciążeń osób pracujących na etacie będzie tworzył silne bodźce do fikcyjnego samozatrudnienia, gdzie analogiczne opodatkowanie zamiast 52 groszy wynosi tylko 19 groszy – dodaje.
Z kolei obciążenia podatkowe mają wzrosnąć z 21,9 proc. PKB w 2018 r. do 22,5 proc. PKB w 2020 r. Ten wzrost wynika jednak po części z dalszego uszczelniania systemu VAT i CIT, co raczej „zwykłych" podatników nie boli. Z kolei młodzi pracujący oraz osoby o niskich płacach nawet skorzystają na zmianach w systemie PIT – do ich kieszeni ma trafić w 2020 ok. 10,4 mld zł.
Rok 2020 będzie bardziej bolesny dla osób bogatszych. Zaczną oni płacić daninę solidarnościową (podatnicy o dochodach powyżej 1 mln zł rocznie). A fiskus chce też zmusić samozatrudnionych (wykorzystując test przedsiębiorcy) do płacenia wyższych podatków.
W ramach tego testu urzędnicy mają badać, czy dany podatnik może być uznany za przedsiębiorcę i korzystać z 19-proc. liniowego PIT, czy też powinien być traktowany jako pracownik i stosownie do tego płacić PIT wedle skali. Rząd liczy, że przyniesie to ok. 1,2 mld zł dodatkowych dochodów z PIT. – Ciekawe, że w WPFP nie ma nic na temat, czy takie działania zwiększą także przychody ze składek na ubezpieczania społeczne. To dziwne, bo sztuczne samozatrudnienie, z czym chyba chce walczyć fiskus, jest powodowane przede wszystkim dużo mniejszymi składkami na ZUS przy własnej firmie w porównaniu z umową o pracę – zastanawia się Łaszek. – Niemniej, oceniamy to rozwiązanie negatywnie, zwalcza tylko symptomy, a nie przyczyny nadużywania samozatrudniania. A przyczyną są różnice w obciążeniach składkowych i podatkowych.
Realizacji tzw. piątki PiS będzie największym obciążeniem dla podatników w 2020 r. Wówczas fiskus będzie musiał pozyskać co najmniej 31,3 mld zł, a biorąc pod uwagę wcześniej uchwalone inne wydatki (np. wzrost nakładów na zdrowie czy wojsko) – nawet 50 mld zł.
Z kolei w 2019 r. „piątka" PiS pochłonie ok. 20 mld zł (13. emerytura i rozszerzenie programu 500+ na wszystkie dzieci od lipca). Ciekawe jednak, że na ten rok rząd nie zaplanował dodatkowych działań, a nawet nie zamierza zwiększać deficytu. Jak więc uda się zmieścić w budżecie dodatkowe 20 mld zł? – Utrzymująca się dobra sytuacja gospodarcza, prawdopodobne dochody jednorazowe (możliwy transfer zysku z NBP), a także wstrzemięźliwość po stronie wydatkowej spowodują, że sfinansowanie nowych wydatków powinno się odbyć bez konieczności nowelizacji budżetu państwa – wyjaśnia Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP.