W 2018 r PKN Orlen kupił w Rosji 67 proc. potrzebnej ropy. Teraz koncern pochwalił się, że kupuje z Rosji już tylko niewiele ponad połowę surowca. Z 1,4 mln ton, które co miesiąc przełyka płocka rafineria, około 700 tys. ton to ropa z „kierunków alternatywnych, w tym z Arabii Saudyjskiej".
Prezes Orlenu Daniel Obajtek podkreśla, że surowiec spoza Rosji jest „dobrej jakości" i kupowany na warunkach „korzystnych cenowo". Czyli jakich? Tego prezes nie podaje do publicznej wiadomości.
A ja, i pewnie nie tylko ja, w takie ogólnikowe zapewnienia po prostu nie wierzę. Drożyzna na stacja Orlenu, za czym idzie drożyzna na pozostałych stacjach w Polsce, to nie jest zasługa drożejącej ropy na światowych rynkach. To bardziej pochodna wymuszonej politycznie tzw. „dywersyfikacji" czyli pisząc po polsku - różnicowania źródeł dostaw surowca przez polskie koncerny państwowe.
Bardzo dokładne dane Eurostatu oraz corocznego prestiżowego raportu BP wskazują, że to rosyjski surowiec jest najtańszy. W ostatnich 13 latach rosyjska ropa była o 1,6 dol. tańsza od średnich cen zakupu surowca przez kraje Unii. I Europa obficie z tego korzystała, importując z Rosji 170,2 mln ton czyli blisko 25 proc. zapotrzebowania (dane BP za 2017 r).
Jednak od 2014 r czyli od zmian politycznych, które nie pozostały obojętne dla kierownictw i strategii polskich firm energetycznych, w tym Orlenu, spada korzystna dla Polski różnica między ceną zakupu ropy w Unii a Polsce. Cztery lata temu polska cena była o 2,5 proc. niższa, podczas kiedy w 2017 r już tylko o 0,6 proc.