Samolot, boeing 767-300 linii lotniczej należącej do koncernu TUI, TUIfly, miał odlecieć 15 sierpnia o 9 rano, ale okazało się, że maszyna ma usterkę i pasażerom, którzy siedzieli przez godzinę w samolocie polecono opuścić maszynę. Zdenerwowani nie chcieli początkowo opuścić płyty lotniska, a potem czekali na lotnisku, gdzie pomocy udzielali im pracownicy portu, bo z przedstawicielami TUI było bardzo trudno się skontaktować. Potem dostali od touroperatora do wyboru: nocleg w hotelu na Lotnisku Chopina i oczekiwanie na odlot, bądź rezygnację z wyjazdu. W tym czasie TUIfly, szukał części zamiennej do naprawy i starał się równolegle znaleźć inną maszynę, która mogłaby polecieć do Punta Cana. Jak nieoficjalnie dowiedziała się „Rzeczpospolita”, w centrum operacyjnym TUIfly w Amsterdamie, w szczycie sezonu znalezienie wolnej maszyny okazało się niemożliwe.
Czytaj także: Nowe strajki w Ryanairze. Dokąd tym razem nie polecą pasażerowie?
Biuro TUI wydało oświadczenie: „Przede wszystkim pragniemy wyrazić nasze najszczersze przeprosiny za opóźnienia i niedogodności, jakie powoduje to klientom TUI Poland. Jednak bezpieczeństwo zawsze jest najważniejsze. Dokładamy wszelkich starań, aby rozwiązać problemy tak szybko, jak to możliwe”.
Lotnisko Chopina, którego pracownicy jako pierwsi pomogli pasażerom feralnego rejsu, też wydało komunikat: „Służby stołecznego lotniska zgodnie ze swoimi kompetencjami przez cały czas dokładają wszelkich starań, aby wspomóc organizatora w jego działaniach na rzecz pasażerów. Nad bezpieczeństwem i zdrowiem pasażerów przez cały czas czuwał personel lotniska, m.in. dyżurni portu oraz terminala, Służba Ochrony Lotniska oraz zespół medyczny”.
Czytaj także: Dominikana pierwsza na świecie zakazuje plastiku i styropianu