Coroczne orędzie prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki miało się odbyć wiosną, ale z powodu pandemii władze w Mińsku przełożyły je na lato. Rządzący od ponad ćwierćwiecza przywódca miał przemawiać w poniedziałek, ale w niedzielę wieczorem nagle przesunął wystąpienie na wtorek. W białoruskich mediach spekulowano, że to z powodów zdrowotnych. Prezydent ostatnio oznajmił, że „przeszedł koronawirusa na nogach".
Tym razem wystąpienie zorganizowano w największym w kraju Pałacu Niepodległości, a na sali zgromadzono ponad 2,5 tys. deputowanych, urzędników i wojskowych. To liderzy politycznego i administracyjnego zaplecza rządzącego niespełna 10-mln Białorusią Łukaszenki. Prezydent przedstawił własną wizję sytuacji międzynarodowej, wspominał o Hongkongu i stwierdził, że „Chiny muszą się bronić". Rzucił, że rośnie międzynarodowa presja wobec Iranu, Wenezueli i Syrii. – Bo prowadzą niezależną politykę – tłumaczył. Doszedł do wniosku, że to właśnie Białoruś pozostaje „jedynym stabilnym ogniwem w centrum Eurazji". Przekonywał, że Rosja „boi się stracić Białoruś", a Zachód „coraz bardziej Białorusią się interesuje". Poruszył też temat pandemii i zarzucił WHO, że wydała „szablonowe dla wszystkich krajów rekomendacje". Oświadczył, że „wszystkie kraje" przyznają mu rację. – Próbowałem wyjaśnić Białorusinom, że jeżeli wszystko zastopujemy i odizolujemy ludzi, zginie nasz naród i państwo. Wybraliśmy inną drogę – przekonywał.