Tak uznał Wyższy Sąd Dyscyplinarny Krajowej Izby Radców Prawnych rozpoznający sprawę mecenas F.R., która przez prawie cztery lata nie zawarła ze swoim klientem umowy, która określałaby warunki świadczenia pomocy prawnej, w tym wynagrodzenia prawniczki.
Sprawa została wszczęta w 2018 r. wyniku zawiadomienia firmy, z którą współpracowała radca. Zawiadamiający podniósł, że w 2015 r. zawarł z F.R. umowę zlecenia w sprawie dochodzenia na drodze sądowej roszczeń związanych z umową sprzedaży. Uiścił oczekiwane przez radcę honorarium i koszty reprezentacji procesowej w łącznej wysokości 7930 euro (w tym 3 tys. euro honorarium). Do dnia złożenia zawiadomienia dyscyplinarnego – mimo wielokrotnych prób kontaktu – firma nie otrzymała jednak ani pełnomocnictwa, ani umowy zlecenia, ani faktury za uiszczoną kwotę. Co więcej, klient nie otrzymał także żadnych informacji, czy pozew został wniesiony. Mecenaska odezwała się do niego dopiero po dwóch latach, wskazując, że pełnomocnictwo zostało przez nią wysłane. Z jej wyjaśnień wynikało, że również miała problemy komunikacyjne z klientem, który nie przesłał jej choćby odpisu z rejestru spółek. Po otrzymaniu informacji o tym, że jej poczynaniami zainteresował się radcowski pion dyscyplinarny, poprosiła zawiadamiającego o podanie numeru konta, na które mogłaby zwrócić opłatę sądową.