W latach 70. amerykański sekretarz stanu Henry Kissinger skarżył się, że w przypadku kryzysu międzynarodowego Waszyngton nie może zadzwonić pod jeden numer telefonu, aby uzyskać wspólne stanowisko Europy. Wtedy chodziło oczywiście o stanowisko Europy Zachodniej. Europa Środkowo-Wschodnia miała taki telefon na Kremlu, nie odpowiadał jednak wtedy na amerykańskie prośby o współpracę.
W następnych dekadach powstały liczne instytucje europejskie, które miały odpowiadać na światowe wyzwania. Na szczęście zawalił się też blok komunistyczny i telefon kremlowski przestał być użyteczny.
W ostatnich kilkunastu latach na pytanie Kissingera odpowiadano numerem telefonu do sekretariatu kanclerz Angeli Merkel. Czasami telefon był przekierowywany do Paryża. Od wielu miesięcy jednak pytanie Kissingera pozostaje bez odpowiedzi. Kto zatem rządzi Europą, kto rządzi europejską polityką? Do kogo dzwonić w Europie w wypadku światowego kryzysu?
W wielu przypadkach otrzymamy odpowiedź, iż abonent jest niedostępny, a czasem, że nie ma takiego numeru. Mamy w Europie chaos, zamieszanie polityczne, ideologiczne i strategiczne. Skąd te problemy?
Wybory do parlamentu europejskiego zakwestionowały dominację dwóch stronnictw: Partii Ludowej i Socjaldemokratycznej. Dziś muszą dzielić się władzą z liberałami i zielonymi. Rezultat to fragmentaryzacja PE. Zawaliła się idea lansowania partyjnych kandydatów na stanowiska europejskie. Decyduje zatem czynnik narodowy. To oznacza większa rolę Rady Europejskiej (gdzie rządzi konsensus) nad ustaleniami ideologicznymi. Czyżby? To skomplikowana rozgrywka.