Debata na temat wirusa nie może pominąć oczywiście poszukiwania przyczyn i wszystkich czynników odpowiedzialnych za pandemię. Jednak czy w ten sposób nie fundujemy sobie polowania na czarownice? Tyle się mówi w Europie o solidarnym podejściu do walki z pandemią i nadchodzącym kryzysie gospodarczym. Mnożą się różne teorie. O nietoperzach, łuskowcach czy podejrzanych laboratoriach w Wuhanie. Wszystkie łączą się z Chinami. Niektórzy politycy nazwali nawet wirusa „chińskim wirusem".
Podejrzliwość wobec Chin jest oczywiście uzasadniona. Powszechnie oskarża się Chińczyków o ukrywanie przyczyn i skali katastrofy. Wiele pisze się o chińskiej dezinformacji. Oskarża się następnie Pekin o wykorzystywanie pandemicznej sytuacji, np. polityki pomocowej, do promowania swoich geopolitycznych celów. Chińczycy nie są bez winy ws. wirusa. Nie są też aniołami na arenie międzynarodowej. Chiny to druga gospodarka światowa agresywnie zabiegająca o swoje interesy. Mają też w najnowszej historii ciemne karty. Ale i czy my nie jesteśmy bez winy? W ostatnich tygodniach wielu polityków przyznało, że nie przygotowaliśmy się na ten kataklizm.
W ostatnich dniach w Europarlamencie bili się w piersi i przepraszali za błędy Ursula von der Leyen i Josep Borrell. Bolejemy dziś nad brakiem instrumentów walki z pandemią, środków ochronnych i podstawowych lekarstw. Ale to my zdecydowaliśmy przed laty, aby olbrzymią cześć produkcji przemysłowej, zarówno „brudnej", jak i tej mało opłacalnej, przenieść do Chin. Ponosimy więc koszty własnych błędów deindustrializacji.
Krytykując słusznie wiele działań chińskich, zastanawia mnie, czy jednak nadmiernie nie demonizujmy Pekinu w kontrze do naszego zachowania wobec Rosji. Zabiegamy o jak najlepsze relacje z Moskwą, ocierając się często o politykę appeasementu. To dla Rosji otwieramy nasze gospodarki i czynimy nasze systemy obronne do bólu transparentnymi. Liczymy, że Rosja kiedyś stanie się państwem podobnym do nas. Jak dotąd notujemy połowiczne sukcesy w tym procesie transformowania Rosji. Czy zatem, nie mogąc sobie poradzić z bliskim rywalem, nie tworzymy sztucznie odległego i zastępczego rywala? Czy nie zaklinamy rzeczywistości, przechodząc do porządku nad rosyjskim problemem, nie tworzymy sami zagrożenia chińskiego?