Po wtargnięciu zwolenników Donalda Trumpa na Kapitol liberalne media nie skupiły się na problemie słabego jego zabezpieczenia i na tym, jak należałoby poprawić działania służb w przyszłości. Zamiast tego wykorzystano okazję do rozprawienia się z Trumpem i jego zwolennikami. Joe Biden określił ich mianem terrorystów, a więc wyrzucił poza nawias demokratycznej polityki.
Wielu socjologów amerykańskich podejmuje problem zanikającej klasy średniej w USA, która była podstawą stabilności tej demokracji. Kryzysy zdrowotny i gospodarczy zwiększyły radykalizację po obu stronach spektrum politycznego. Protesty lewicy i prawicy nie są traktowane tą samą miarą przez liberalny establishment i powiązane z nim media. Gwałtowne wystąpienia BLM lub Antify legitymizowano, a zwolenników Trumpa odsądzano od czci i wiary. Sukces Bidena wynika m.in. z ofensywy progresywnej lewicy i jej wsparcia przez liberalne elity, co do pewnego stopnia czyni prezydenta-elekta zakładnikiem ekstremistycznych sił w jego obozie.