– Byliśmy świadomi, że Rosjanie robią wszystko, żeby ta oficjalna delegacja z moim udziałem była pierwsza. Nawet jadący ze mną minister Paweł Graś zwracał uwagę obsłudze, kierowcy, rosyjskiemu oficerowi ochrony, który siedział w naszym samochodzie, żeby zwolnili, żebyśmy razem dojechali z tą grupą Jarosława Kaczyńskiego. Ale Rosjanie nie reagowali – mówił Tusk w sobotę w TVN 24.
Szef rządu potwierdził to, o czym wcześniej mówili politycy PiS: że spowalniano ich podróż do Smoleńska. Jarosław Kaczyński w lipcu w wywiadzie dla "Gazety Polskiej" zarzucił Tuskowi, że ten chciał być pierwszy na miejscu tragedii: "Nasze postoje i powolne tempo jazdy były wymuszone przez ścigającą nas delegację z premierem Tuskiem, który koniecznie chciał dotrzeć do Smoleńska przed nami".
Rzecznik rządu wówczas temu zaprzeczał, twierdził, że premier nie musiał się z nikim ścigać. "Gdybyśmy chcieli być wcześniej, to wylecielibyśmy kilka godzin wcześniej. To są absurdalne zarzuty" – mówił w mediach Graś.