Mielno. Modna miejscowość środkowego wybrzeża. Po plaży przechadzają się grupki letników w wiatrówkach. Co bardziej wytrwali próbują się trochę opalić, chroniąc się przed wiatrem w grajdołkach osłoniętych parawanami. Tylko najodważniejsi się kąpią.
Jesienny obrazek z kurortu? Nie. Jest sierpień, wciąż kalendarzowe lato. Rok temu o tej porze nie dało się wcisnąć palca między plażowiczów.
– Specjalnie odpuściłam sobie lipcowy urlop, bo nad Bałtykiem to właśnie lipiec bywa bardziej kapryśny, ale myliłam się: marna pogoda była w lipcu, marna jest i teraz – śmieje się pani Beata, która z córkami przyjechała do Mielna z Gliwic. – Ze słońcem jest krucho, z solidnej opalenizny nici. Ale dziewczynkom tu dobrze, więc tak sobie trwamy. Moi znajomi wyjechali już po tygodniu. Mówili, że się nudzą i że szkoda im urlopu, bo lunapark i knajpa nie zastąpią słońca.
Poza plażą też pustawo. Na parkingach wolne miejsca – dotąd zjawisko niemal abstrakcyjne. Przy smażalniach nietrudno o wolny stolik. Wiele budek z sezonowymi atrakcjami zamkniętych już na głucho.
– To mój ostatni handlowy sezon nad morzem – zaklina się pan Marek, sprzedawca pamiątek i letnich gadżetów. – Zainwestowałem w towar 15 tys. zł, w rzeczy, które zawsze super schodzą latem: majteczki z napisami, koszulki, ręczniki plażowe, okulary. A sprzedałem za niecałe 10 tys. Sezon mam totalnie w plecy.