Rz: Po niedzielnym wypadku kierowcy F1 Jules'a Bianchiego powrócił temat bezpieczeństwa w wyścigach i rajdach samochodowych. Wydaje się, że wypadków wcale nie jest mniej niż dawniej...
Tomasz Kuchar:
Jest ich tak samo dużo, jednak są one nieporównywalnie mniej groźne niż jeszcze kilkanaście lat temu. Wypadek z wczorajszego Grand Prix Japonii to nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Gdyby ten nieszczęsny dźwig akurat nie ściągał stojącego na poboczu bolidu, Bianchi uderzyłby w energochłonną bandę i kompletnie nic by mu się nie stało. Jednak fakty są takie, że jeszcze kilkanaście lat temu żaden kierowca nie miałby najmniejszych szans wyjścia z takiej katastrofy.
Co się zmieniło?
W zasadzie wszystko. Normy bezpieczeństwa w sportach samochodowych zostały wyśrubowane w każdej dziedzinie: klatek bezpieczeństwa, foteli, kasków, kombinezonów czy pasów. Spójrzmy na wypadek, w którym w 1993 roku zginął wielokrotny mistrz Polski i mistrz Europy Marian Bublewicz. ?W 2014 roku z podobnego wypadku Marian wyszedłby bez szwanku, ba, po prostu wysiadłby z samochodu i tylko otrzepał się z kurzu.