Nad ranem 28 kwietnia zapaliło się rosyjskie działo samobieżne, wyjeżdżające z bazy na poligon w pobliżu Rostowa nad Donem.
W dziale samobieżnym nastąpiło zwarcie instalacji elektrycznej, a potem wybuchł jeden z pocisków. Według oficerów ze sztabu Południowego Okręgu Wojskowego armii rosyjskiej, załodze działa nic się nie stało - żołnierze zdążyli wyskoczyć z pojazdu, który wkrótce wyleciał w powietrze: eksplodowały w nim wszystkie pociski.
Wybuch działa samobieżnego doprowadził prawdopodobnie do pożaru w bazie wojskowej w Kuzminki, z której maszyna wyjeżdżała. W bazie miało dojść do eksplozji zgromadzonej tam amunicji. Gigantyczny obłok dymu, unoszący się nad miejscem katastrofy, zasłonił niebo na północny zachód od Rostowa nad Donem.
„Jakieś wojskowe ćwiczenie, jesteśmy 20 kilometrów dalej i wszystko się trzęsie" – napisał w rosyjskiej socjalnej sieci „WKontaktie" użytkownik „Władimir", który jest podobno mieszkańcem regionu. „Po siódmej rano podskoczyło mi łóżko, potem po pewnym czasie znów, a potem coś zazgrzytało i zachrobotało w kuchni" – pisał kolejny internauta.
Miejsce pożaru zostało otoczone przez policję i wojsko, ewakuowano pobliskie trzy wioski (Czkałowo, Prijut i Gołowinka). Zamknięto również trasę Rostów-Taganrog prowadzącą w kierunku ukraińskiej granicy. Po siedmiu godzinach pożar opanowano, ale spłonęło podobno 30 różnych pojazdów wojskowych, a trzech żołnierzy zostało rannych.