Wyniki wyborów parlamentarnych z ostatnich tygodni oznaczają złe wiadomości dla pozycji Polski w UE. W oczach najważniejszych partnerów w regionie spada przydatność taktycznych sojuszy z naszym krajem w ramach Unii Europejskiej. Nawet premier Węgier Viktor Orbán nie zawaha się skorzystać z lepszej oferty i zepchnąć relacje z Polską na dalszy tor pełny pamiątkowych zdjęć i nostalgicznych zapewnień o braterstwie. W perspektywie najbliższych 14 miesięcy oddziaływanie Polski na bliskie sąsiedztwo spadnie. Bez zasadniczej zmiany formuły naszej polityki zagranicznej grozi nam, że ta sytuacja utrwali nowy układ sił, a Polska bić się będzie o miejsce poniżej swojej wagi.
Sympatyczne uwagi pod adresem Polaków ze strony przyszłego kanclerza Austrii nie powinny przesłaniać celów austriackiej polityki w Europie. Cele te nie sprzyjają Polsce. W dodatku zwycięstwo Andreja Babiša w Pradze jeszcze bardziej podważa wyszehradzki sojusz. Polska ma w związku z tym mało czasu na zaprezentowanie konstruktywnej pozycji w ramach debaty o przyszłości UE i rozpoczęcie intensywnych starań o zajęcie niezagospodarowanego miejsca przy unijnym stole decydentów.
Zwycięski lider partii chadeckiej Sebastian Kurz, obecnie minister spraw zagranicznych i europejskich, opowiada się za przyjęciem do Unii kolejnych państw Europy Środkowo-Wschodniej, ale zarazem postuluje opóźnienie rozszerzenia strefy euro z uwagi na, jego zdaniem, słabą kondycję gospodarczą nowych krajów członkowskich. Opowiada się także za ograniczeniem konkurencji płacowej na rynku pracy UE. Bliskie pomysłom PiS są promowane przez niego tradycyjne wartości chadecji oraz postulat ograniczenia siły komisji UE m.in. poprzez zmniejszenie liczby komisarzy i ograniczenie imigracji spoza Europy, co zamierza forsować podczas austriackiej prezydencji w UE rozpoczynającej się w 2018 r.
Jego partnerem koalicyjnym niemal na pewno będzie skrajnie prawicowa FPÖ, której lider zgłaszał nawet ambicje przystąpienia do Grupy Wyszehradzkiej, ale bynajmniej nie po to, by przyklaskiwać polskim przywódcom. Austriacka prawica chce połączyć siły nacjonalistów, by rywalizować o wpływ na agendę regionu.
Dotychczasowi koalicjanci z socjaldemokracji pogrzebali nie tylko szanse na odtworzenie przedwyborczej kolacji, w której byli partnerem większościowym, ale i własną wiarygodność, mieszając się w brudną kampanię oszczerstw przeciwko Kurzowi. Przy czym nawet dotychczasowa polityka zagraniczna austriackiej lewicy sprzyjała osłabieniu pozycji Polski w regionie. Nie przypadkiem prezydent Emmanuel Macron na miejsce swojej kampanii przeciwko pracownikom delegowanym wybrał Austrię, gdzie spotkał się z Czechami i Słowakami, a pominął Budapeszt i Warszawę.