W ubiegłym roku urodziło się ok. 385,4 tys. dzieci, czyli o 4,4 proc. więcej niż w 2015 r. W porównaniu z sytuacją z ostatnich sześciu lat to spory wzrost. Od 2010 r. liczba urodzin głównie spadała. Tylko w 2014 r. zwiększyła się nieznacznie – o 1,5 proc.
Jednak taka poprawa nie zmienia faktu, że w Polsce rodzi się za mało dzieci. W 1990 r. mieliśmy 547,7 tys. noworodków, a dziesięć lat wcześniej – 695,7 tys. Współczynnik dzietności (liczba urodzonych dzieci przypadających na jedną kobietę w wieku rozrodczym od 15 do 49 lat) wyniósł w 2015 r. tyko 1,32 (dane Eurostatu). Tymczasem by zapewnić prostą zastępowalność pokoleń, powinien wynosić 2,1.
Współczynnik dzietności spada w Polsce od końca lat 80. Szkód z tym związanych nie da się już naprawić (z prognoz GUS wynika, że za 20 lat osób w wieku 18–45 lat będzie o 4 mln mniej niż w 2015 r.). Ale trzeba podejmować działania, by negatywne trendy odwrócić. Niezbędna w tym celu jest aktywna i kompleksowa polityka rodzinna państwa.
Przełomowy program
W Polsce od kilku lat władza nie pozostaje głucha na te wyzwania. Stąd pomysły uzupełniania polityki rodzinnej (wcześniej opartej głównie na różnych świadczeniach i zasiłkach rodzinnych dla osób mniej zamożnych) o kolejne elementy, np. becikowe (1000 zł dodatku z okazji urodzenia dziecka), ulgę na dzieci w podatku PIT, wydłużenie do roku płatnego urlopu rodzicielskiego, zasiłek w wysokości 1000 zł miesięcznie (przez rok) dla kobiet, które nie nabyły prawa do urlopu macierzyńskiego i rodzicielskiego. Nie bez znaczenia są też takie działania jak zwiększenie dostępności opieki przedszkolnej czy żłobkowej, darmowe podręczniki w szkołach czy Karta Dużej Rodziny.