Najnowszy wyrok Sądu Najwyższego pokazuje, jak cienka i niebezpieczna jest granica, za którą prawnik (lub jego ubezpieczyciel) może odpowiadać odszkodowaniem.
Czytaj także: Pomoc prawna tylko od adwokata, radcy i prawnika z zagranicy
Przegrał, więc pozwał prawnika
Tło tej sprawy jest wyjątkowe. Powód, niewierzący i chyba z urazem do księży, poczuł się poszkodowany wskutek namaszczenia go w szpitalu. Przegrał sprawę o zadośćuczynienie przeciwko klinice i wytoczył sprawę pełnomocnikowi z urzędu (żądając nawet więcej niż od kliniki). Ten popełnił bowiem błąd formalny skutkujący odrzuceniem skargi kasacyjnej.
O oddaleniu tej skargi powód dowiedział się dopiero po dwóch miesiącach. Pełnomocnik zaproponował wznowienie postępowania lub wystąpienie z nowym pozwem, ale powód odrzucił te pomysły. Pozwał natomiast prawnika.
Sąd Okręgowy, a za nim Sąd Apelacyjny w Szczecinie ustaliły, na jakich podstawach została oparta odrzucona skarga kasacyjna, nie oceniły jednak, czy zostałaby uwzględniona. Przyjęły natomiast, że między zaniedbaniem pełnomocnika a szkodą, na którą wskazywał skarżący, nie ma związku przyczynowego. Przede wszystkim powód nie wykazał szkody w swoich dobrach osobistych, w szczególności nie wystąpił o powołanie biegłego, a jak nie ma szkody, to nie ma też odszkodowania.