Tak było w sprawie Andrzeja P., któremu zakład ubezpieczeń sprawcy wypadku wypłacił w postępowaniu likwidacyjnym 5,8 tys. zł odszkodowania, on tymczasem własnym sumptem naprawił samochód, by – jak mówił – „wyglądał jak nowy". Sprzedał go potem, ale sprzedał też roszczenie o odszkodowanie. Nabywca tego roszczenia wystąpił z pozwem przeciwko zakładowi ubezpieczeniowemu o zapłatę dodatkowo 1500 zł, bo w jego ocenie na rynku taka naprawa byłaby droższa.
Przesłuchany przed sądem poszkodowany zeznał, że nie pamięta, ile zapłacił za remont i czy ma rachunki. Oczywiście takich rachunków nie miał też nabywca roszczenia. W jego ocenie trzeba wyrównać odszkodowanie do kosztów naprawy liczonych metodą kosztorysową (zwanej też potencjalną lub hipotetyczną).
Różne sądy i wyceny
Sąd Rejonowy Szczecin Prawobrzeże oddalił żądanie, uznając, że dodatkowa wypłata prowadziłaby do wzbogacenia poszkodowanego, a temu odszkodowania nie służą.
Z kolei szczeciński Sąd Okręgowy zwrócił się z pytaniem prawnym do Sądu Najwyższego. Brzmi ono: Czy w przypadku naprawy przywracającej pojazd do stanu sprzed powstania szkody odszkodowanie z polisy OC ograniczone ma być do równowartości wydatków faktycznie poniesionych, czy też powinno być ustalone w wysokości hipotetycznych kosztów przywrócenia pojazdu do stanu poprzedniego?
Twoje Wybory kształtują przyszłość
Tylko 69 zł
za 6 miesięcy dostępu do rp.pl
Subskrybuj
Szczeciński SO wskazał, że wprawdzie poszkodowany nie ma obowiązku wyboru najtańszego warsztatu czy poszukiwania najtańszych części, niemniej nie powinien zwiększać szkody. Jeśli zaś auto zostało naprawione, jak w tej sprawie, to trzeba uwzględnić koszty rzeczywiście poniesione, wykazane rachunkami, fakturami czy innymi dowodami.
Nie trzeba dodawać, że sądy przyjmują różne stanowiska.