Prace nad elektronicznym poborem opłat mającym m.in. zastąpić autostradowe bramki są mocno spóźnione. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) powinna już w ciągu kilku tygodni rozpisać przetarg na wybór firmy mającej zbudować i uruchomić nowy system, ale Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa (MIiB) jeszcze nie zdecydowało, jak ma on wyglądać.
A odwlekanie decyzji grozi nawet wstrzymaniem pobierania myta w listopadzie 2018 roku, kiedy kończy się kontrakt z firmą Kapsch zarządzającą systemem viaTOLL. Oznaczałoby to duże straty dla państwa: wpływy do finansującego budowę dróg Krajowego Funduszu Drogowego mogłyby spaść o ok. 100 mln zł miesięcznie. Dotychczas, od startu systemu w połowie 2011 r., myto przyniosło KFD przeszło 4 mld zł zysku netto.
Dwa spotkania
Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita", MIiB zaplanowało na razie dwa spotkania. 20 września odbędzie się seminarium poświęcone poborowi opłat, w którym mają uczestniczyć przedstawiciele m.in. Ministerstwa Rozwoju, GDDKiA i Głównego Inspektoratu Drogowego oraz firm zarządzających koncesyjnymi autostradami. Natomiast na początku października resort zaprosi na rozmowy potencjalnych wykonawców nowego systemu poboru myta, by zaprezentowali swoje rozwiązania.
– Wnioski z obu spotkań zostaną uwzględnione przy wyborze strategii poboru opłat po 2018 r. – mówi Elżbieta Kisil, rzeczniczka MIiB.
Problem w tym, że resort nie ma już czasu. Przyjazny dla kierowców system poboru opłat zapowiadano dwa lata temu: była wicepremier Elżbieta Bieńkowska zapowiadała start systemu elektronicznego myta w 2016 roku. Miały być nim objęte drogi zarządzane nie tylko przez GDDKiA, ale też przez prywatne firmy. Nic z tego nie wyszło.