Miasto w roli głównej

Sandomierz przestał już być celem wyłącznie znudzonych szkolnych wycieczek, a zamek Highclere nie ma już kłopotów z pieniędzmi na remonty. Oba miejsca tętnią dziś życiem dzięki popularnym serialom: „Ojciec Mateusz” i „Downton Abbey”. W ich ślady idą Łódź, Szczecin, Lublin i Gdańsk.

Publikacja: 02.05.2013 01:01

„Piąta pora roku” rozgrywa się na Śląsku.

„Piąta pora roku” rozgrywa się na Śląsku.

Foto: materiały prasowe, Przemysław Jendroska Przemysław Jendroska

Tekst z magazynu "Sukces"

Te obrazki znają miliony widzów. Detektyw w sutannie przecina na rowerze sandomierski rynek. To „Ojciec Mateusz". Scena dynamiczna, zachęca do podziwiania malowniczej scenerii... Ale uwaga: naśladownictwo grozi mandatem! Bo w tym miejscu obowiązuje zakaz ruchu. Jednak mimo że fikcja i realia nie zawsze idą w parze, a serialowa plebania znajduje się pod Warszawą, to Sandomierz poznał już, co to siła ekranowej promocji. Teraz w jego ślady próbują iść inne polskie miasta i regiony. Seriale dzieją się w Krakowie, Zakopanem, Wrocławiu. I w Jeruzalu, który rozsławiła ekipa „Rancza". Ale to nie koniec. Toruń nagle stał się popularnym miejscem wycieczek dzięki serialowi „Lekarze". Bohaterowie „Komisarza Alexa" i „Paradoksu" tropią przestępców na ulicach Łodzi, a fani serialu wiernie podążają ich śladem. Historia „Wszystko przed nami" wprowadziła do pierwszej ligi będący dotąd nieco na uboczu Lublin. Miasta w charakterze gwiazd mogły zaistnieć często dzięki regionalnym funduszom filmowym.

Zaczęło się w Łodzi

Bez wątpienia szlaki przecierał im „Ojciec Mateusz". W jego produkcję w ramach reklamy Sandomierza i innych atrakcji świętokrzyskiego zainwestował Świętokrzyski Fundusz Filmowo-Promocyjny Regionalnej Organizacji Turystyki. To też chyba najlepszy w Polsce przykład zjawiska zwanego set jetting. W wolnym tłumaczeniu chodzi o odwiedzanie miejsc, które grały w filmach i serialach. W niektórych krajach urasta ono już do odrębnej gałęzi turystyki, a organizacje turystyczne publikują nawet specjalne mapy. U nas można już podążać śladami ojca Mateusza albo komisarza Alexa i w tym drugim przypadku odkryć, że komisariat policji mieści się w dawnej remizie na Księżym Młynie.

Regionalny fundusz filmowy to wypróbowany na świecie mechanizm wspierania przemysłu audiowizualnego i rozwoju regionu jednocześnie. W Europie funkcjonuje ich ponad setka, w wielu krajach stanowią podstawę finansowania kinematografii. Ponad połowa projektów filmowych realizowanych w Niemczech finansowana jest właśnie z tego źródła. RFF angażuje się w różne formy działalności – od konserwacji filmów przez pisanie scenariuszy, promocję lokalnego dialektu po szeroko rozumiane wspieranie produkcji oraz dystrybucji.

W Polsce regionalne fundusze filmowe powstają z inicjatywy władz samorządowych. Od początku wsparciem i wiedzą na ten temat służyły Polski Instytut Sztuki Filmowej i Krajowa Izba Producentów Audiowizualnych, która w 2005 r. powołała Fundację Polskie Centrum Audiowizualne. Fundacja stworzyła odrębny program o nazwie Regionalna Inicjatywa Audiowizualna, czyli rodzaj punktu konsultacyjnego dla powstających funduszy. Pierwsza była Łódź w 2007 r. Od tej pory na ekranach często goszczą m.in. pałac Poznańskiego, rynek Manufaktury i oczywiście ulica Piotrkowska. Ta ostatnia, zwłaszcza w serialach kryminalnych, zaskakująco często służy za scenerię spektakularnych wybuchów. Dzisiaj funduszy jest dziesięć, a kolejne regiony chcą do nich dołączyć.

Fundusz działa zwykle w istniejących już strukturach administracji miasta lub instytucjach silnie związanych z samorządem. – Oferujemy wsparcie finansowe produkcjom przeznaczonym do emisji w telewizji i w kinie – mówi Monika Głowacka, łódzki komisarz filmowy. Także w Gdańsku fundusz ulokowano w ramach administracji prezydenta miasta, podobnie w Lublinie.

Niestety, krajowe fundusze nie mają takich możliwości jak włoski region Lazio, który kusił filmowców budżetem na lata 2012–2013 w wysokości 30 mln euro. Albo bogate niemieckie instytucje, jak Północna Westfalia – 35 mln rocznie – czy Medienboard Berlin–Brandenburg – 25 mln. W Polsce te sumy są dużo skromniejsze, ale z punktu widzenia filmowców nie do pogardzenia. Tegoroczny budżet Łódzkiego Funduszu Filmowego to 600 tys., Gdyńskiego i Mazowieckiego – po 700 tys., Wielkopolskiego – 360 tys. Na wsparcie produkcji filmowych Śląski Fundusz Filmowy przeznaczy pół miliona.

Kręćcie u nas!

Europejskie fundusze filmowe stosują różne formy wsparcia – od dotacji przez pożyczki nieoprocentowane lub preferencyjne po wkłady inwestycyjne. – Występujemy jako koproducent w dofinansowanych projektach filmowych – wyjaśnia Monika Domin-Podgórska z Instytucji Filmowej Silesia Film. Podobnie jest w woj. zachodniopomorskim. – Produkcja może dostać dofinansowanie do 75 proc. budżetu – podkreśla Beata Bogusławska z funduszu Pomerania Film. – Podpisując umowę, producent zobowiązuje się wydać na terenie naszego województwa nie mniej niż 75 proc. wysokości przyznanego wsparcia.

Ale są wyjątki. Lublin, Gdańsk i Łódź udzielają na dany projekt dotacji. – Dofinansowanie może wynosić maksymalnie do 50 proc. budżetu produkcji. Z tym że producent musi wydać w Łodzi 150 proc. kwoty, którą otrzyma – tłumaczy Monika Głowacka. – Po zakończeniu prac trzeba się rozliczyć z poniesionych wydatków na terenie miasta i regionu.

W Niemczech często warunkiem otrzymania dofinansowania jest koprodukcja z lokalną firmą producencką, ewentualnie posiadanie filii firmy na miejscu. U nas decyduje przede wszystkim powiązanie tematyczne z danym obszarem, wykorzystanie lokalnego potencjału, infrastruktury, a także racjonalność budżetu i tak zwany potencjał promocyjny. Po co ten rygor? – Bo na początku działalności funduszu filmowego zdarzało się, że producent, który liczył na dodatkowe środki, składał projekt w różnych funduszach regionalnych i nawet nie zmieniał nazwy miasta w scenariuszu. Teraz, jeśli produkcja ma być zlokalizowana w Łodzi, widać to wyraźnie we wniosku – podkreśla Monika Głowacka. – Wyciągamy wnioski z dotychczasowych doświadczeń i modyfikujemy nasze wymagania w stosunku do producentów – wtóruje jej Beata Bogusławska. – Już nie wystarczy, żeby reżyser był związany z regionem zachodniopomorskim. Zależy nam na tym, żeby na ekranie pojawiały się nasze plenery, ze szczególnym uwzględnieniem Szczecina i Koszalina.

Ocena merytoryczna produkcji może pomóc uniknąć porażki promocyjnej, a te niestety się zdarzają. Przykładem jest serial „Linia życia", który próbował zrobić z Gdyni polskie Miami. Jednak taki telewizyjny wizerunek miasta krytykowali nawet jego mieszkańcy.

Rozwój ekonomiczny regionu jest równie ważny co promocja, dlatego fundusze dopuszczają drobne naciąganie rzeczywistości. – Powiązanie z Łodzią jest konieczne, ale niekoniecznie historia musi się tutaj rozgrywać. Ważne, żeby zatrudniani byli łódzcy specjaliści, żeby tu były wydawane pieniądze – podkreśla Monika Głowacka. Przykład? – Dofinansowany przez nas film „W ciemności" Agnieszki Holland, którego wysokie walory artystyczne oraz ogromny potencjał promocyjny były bezdyskusyjne, a nasze miasto grało w nim przecież nie siebie, tylko Lwów.

Mimo że fundusze regionalne działają zaledwie kilka lat, efekty już są widoczne. W śląskich plenerach, tym razem w zgodzie z faktami, rozgrywała się historia Paktofoniki – „Jesteś Bogiem". Film przyciągnął do kin ponad 1,5 mln widzów. Tamtejszy fundusz koprodukował także m.in. „Kreta" Rafaela Lewandowskiego i „Senność" Magdaleny Piekorz. Pasjonująca rozgrywka na ulicach Wrocławia między opozycją a władzą o tytułowe „80 milionów" powstała w koprodukcji z Odrą- -Film. Łódź dofinansowała „Mój rower", a Kraków – „Obławę" i podziwiany na festiwalu Sundance film „Nieulotne". Lista jest bardzo długa.

Wszyscy zyskują miliony

Działalność RFF-ów nabrała takiego tempa, a liczba dofinansowanych produkcji jest na tyle duża, że trzy lata temu ruszył w Katowicach poświęcony im międzynarodowy festiwal. – REGIOFUN to szczególna impreza, bo choć ma charakter otwarty dla publiczności, to skierowana jest przede wszystkim do producentów – mówi Monika Domin-Podgórska. – Festiwal ułatwia kontakty z funduszami regionalnymi, także z zagranicy.

Co zyskują regiony? Najbardziej oczywisty efekt to promocja oferty turystycznej, zabytków czy infrastruktury. Inne zalety to wspieranie lokalnych twórców, rozwój gospodarczy regionu, wzrost poziomu inwestycji, powstanie nowych miejsc pracy. Z doświadczeń europejskich funduszy regionalnych zrzeszonych w Cine-Regio wynika, że istnieje tzw. regionalny efekt korzyści. W skrócie: każde euro wydane przez fundusz na dany projekt przynosi 2–3 euro zwrotu. – Mamy wyraźny wzrost liczby projektów realizowanych w Łodzi, nie tylko fabuł, animacji i dokumentów, ale również seriali, reklam czy teledysków. W ubiegłym roku byliśmy zaangażowani w 17 produkcji. Dwa lata wcześniej było ich tylko 10 – podkreśla Monika Głowacka. I wylicza: – W 2011 r. mieliśmy 150 dni zdjęciowych, rok później – prawie 300. Od początku istnienia funduszu wydaliśmy ponad 6 mln zł, a otrzymaliśmy zwrot w postaci zainwestowanych w mieście prawie 30 mln.

Cenne są zgody na realizację zdjęć w kluczowych miejscach miasta, ułatwienia biurokratyczne, zaangażowanie służb miejskich. Lublin liczy na zainteresowanie ekip filmowych dzięki projektowi unijnemu realizowanemu przy współudziale Lwowa. Celem projektu jest pokazanie unikalnego piękna tych dwóch miast oraz polsko-ukraińskiego pogranicza. A to wyraźny sygnał, że fundusze działają ponad granicami.

Inny przykład – Szczecin. Miasto jest daleko od przemysłu filmowego Warszawy czy Łodzi, ale za to blisko prężnie działających funduszy niemieckich. – Pojawiają się pierwsze wspólne projekty, jak przygotowywany film kostiumowy o Przybyszewskim czy dwie produkcje polsko-niemiecko-duńskie – wylicza Beata Bogusławska. I zapowiada, że nikt nie powiedział tu jeszcze ostatniego słowa.

Tekst z magazynu "Sukces"

Te obrazki znają miliony widzów. Detektyw w sutannie przecina na rowerze sandomierski rynek. To „Ojciec Mateusz". Scena dynamiczna, zachęca do podziwiania malowniczej scenerii... Ale uwaga: naśladownictwo grozi mandatem! Bo w tym miejscu obowiązuje zakaz ruchu. Jednak mimo że fikcja i realia nie zawsze idą w parze, a serialowa plebania znajduje się pod Warszawą, to Sandomierz poznał już, co to siła ekranowej promocji. Teraz w jego ślady próbują iść inne polskie miasta i regiony. Seriale dzieją się w Krakowie, Zakopanem, Wrocławiu. I w Jeruzalu, który rozsławiła ekipa „Rancza". Ale to nie koniec. Toruń nagle stał się popularnym miejscem wycieczek dzięki serialowi „Lekarze". Bohaterowie „Komisarza Alexa" i „Paradoksu" tropią przestępców na ulicach Łodzi, a fani serialu wiernie podążają ich śladem. Historia „Wszystko przed nami" wprowadziła do pierwszej ligi będący dotąd nieco na uboczu Lublin. Miasta w charakterze gwiazd mogły zaistnieć często dzięki regionalnym funduszom filmowym.

Pozostało 89% artykułu
Telewizja
Międzynarodowe jury oceni polskie seriale w pierwszym takim konkursie!
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Telewizja
Arya Stark może powrócić? Tajemniczy wpis George'a R.R. Martina
Telewizja
„Pełna powaga”. Wieloznaczny Teatr Telewizji o ukrywaniu tożsamości
Telewizja
Emmy 2024: „Szogun” bierze wszystko. Pobił rekord
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Telewizja
"Gra z cieniem" w TVP: Serial o feminizmie w dobie stalinizmu