Czasy, które sprzyjają odwadze. „Przypadek według Krzysztofa Kieślowskiego”

„Przypadek według Krzysztofa Kieślowskiego” Bartosza Szydłowskiego w krakowskim Teatrze Łaźnia Nowa przestrzega przed pułapką „wewnętrznej emigracji”.

Aktualizacja: 08.04.2016 20:18 Publikacja: 08.04.2016 20:05

Foto: Teatr Łaźnia Nowa

Trudno być prorokiem we własnym kraju, a ta prawda dotyczy również Krzysztofa Kieślowskiego. Z jednej strony ma miejsce w panteonie polskiej sztuki, z drugiej  – bywa lekceważony jako europejski pięknoduch zajmujący się pod koniec życia problemami metafizycznymi i egzystencjalnymi.

Tymczasem w Łaźni Nowej najnowsza premiera Bartosza Szydłowskiego, zawsze szukającego tematów w centrum życia społecznego i politycznego, pokazuje, że Kieślowski jest aktualny, tak jak w czasach „kina moralnego niepokoju”. A co najbardziej zaskakujące – przekonuje też, że metafizyka i egzystencjalna refleksja, choć powszechnie uważa się je za formę eskapizmu, niezwykle silnie związane są ze świadomym wyborem życiowej drogi.

Atutem krakowskiego spektaklu nawiązującego do słynnego filmu z Bogusławem Lindą jest to, że zderza trzy czasy, trzy okresy historyczne, podkreślając, że opowieści o „końcu historii” to banialuki. Spektakl rozpoczyna scena z Ojcem Witka Długosza. Wyniesiony ponad poziom sceny szklany kubik z akwarium i doniczkowymi kwiatkami, gdzie przebywa Ojciec, może być zarówno „niebem”, bo Ojciec zmarł, jak i samotnią.

Starszy mężczyzna zmaga się z dramatem syna i dokonuje rozliczenie z własnym życiem. Tomasz Schimscheiner gra Ojca w skupieniu. Jego rola pełna jest pokory. Diagnoza przyszłości dokonana w młodości nie sprawdziła się, bo życie zawsze jest zagadką. Można z tego wyciągać wnioski rozpaczliwe, ale Szydłowski prowadzi narrację w inną stronę. Brzemienne w znaczenia są niejednoznaczne słowa Ojca skierowane niegdyś do Witka: „Nic nie musisz”.

Witek (Maciej Sajur) jest jeszcze bardziej zagubiony niż „peerelowski” bohater Bogusława Lindy dostający od losu trzy możliwości – związania się z katolicką opozycją, komunistyczną młodzieżówką albo zajęcie się lekarską karierą i życiem rodzinnym. Chaos i brzydotę PRL zastąpił w spektaklu współczesny automatyzm wyrażony w choreografii Dominiki Knap. Elektroniczne tło wielkich miast odbija się od masy zrobotyzowanych postaci. Są rodem z rzeczywistości zimnej jak piekło Miltona. Dobrze zgrywa się z nią Radosław Krzyżowski z dystansem wcielający się w tych, którzy chcieli być mentorami Witka.

W wizji przedstawionej przez Szydłowskiego nie ma społeczeństwa grupującego się wokół ideałów, a nawet pragmatycznych idei. Są tylko zagubione jednostki rozgrywające partykularne interesy. Oglądamy powtórkę z peerelowskiej „emigracji wewnętrznej” w realiach III RP. Reżyser w oczywisty sposób ją kontestuje. Stawia na aktywizm i witalność pomimo kosztów, jakie trzeba płacić za ryzykowne próby. Ale na tym polega przecież życie.

Jeśli chodzi o współczesność, szef Łaźni Nowej nie tylko wydobył z „Przypadku” podobieństwa moralnych dylematów PRL oraz czasu rządów PiS, ale i rozbija iluzję spokojnego życia na własną rękę. „Nic nie musisz” wypowiadane przez Ojca trzeba rozumieć jako manifest wolności. Zaś przypadkowa śmierć Witka w katastrofie samolotowej jest jak przełomowe zdarzenie wyzwalające nas od lęku przed trudnymi decyzjami. Okazuje się, że wybór życia u boku nawet najwspanialszej kobiety, którą gra Angelika Kurowska, wcale nie jest optymalny. Wybór, który formułuje dziś Szydłowski w czasie gigantycznych napięć politycznych brzmi: równie dobrze możesz zginąć w bezsensownym ataku terorystycznym lub pod tramwajem albo zaangażować się w ważną sprawę.

Krakowski „Przypadek" pokazuje, że dzisiejsze czasy, wbrew pozorom, nie skłaniają do tchórzostwa, tylko sprzyjają odwadze.

Teatr
Michał Merczyński dyrektorem Nowego Teatru Krzysztofa Warlikowskiego
Teatr
Jacek Jabrzyk wygrał konkurs na dyrektora Teatru im. Żeromskiego w Kielcach
Teatr
Musicalowe rekolekcje, czyli Szatan w roli Chrystusa
Teatr
Głosowanie widzów i święto na „Hamlecie” Englerta. Laureaci łódzkiego festiwalu
Teatr
Jan Englert pokazał, jak wyrzucono go na śmietnik. Putin wchodzi do gry