– U chorego obserwujemy jasno wyrażoną manię wielkości. Można też określić pewne objawy manii prześladowczej – tak rzecznik rosyjskiego prezydenta zareagował na kolejny demaskatorski film Aleksieja Nawalnego.
Tym razem opozycjonista – cały czas przebywający w Niemczech – opublikował rozmowę z jednym ze swych niedoszłych morderców. Podając się za wyższej rangi rosyjskiego urzędnika, wyciągnął od członka „ekipy zabójców" z FSB szczegóły nieudanej próby otrucia na Syberii, łącznie z tym, gdzie umieszczono truciznę (w majtkach, w ich dolnej części – specjalna ekipa dwa razy je czyściła).
Kreml i jego propagandyści odpowiedzieli drwinami, bojąc się zdarcia nimbu niezwyciężoności i wszechmocy ze swej najważniejszej służby specjalnej.
Śmiech i drwiny
Rosyjscy analitycy (np. założyciel portalu agentura.ru Andriej Sołdatow) uważają, że FSB spełnia obecnie przede wszystkim funkcję aparatu represyjnego przeprowadzającego wybiórcze represje przeciw opozycji i aktywnej części społeczeństwa. Wszystkie pozostałe zadania cywilnego kontrwywiadu zeszły na dalszy plan.
Kreml zaś nie pozwala FSB na samodzielność, żądając jedynie dokładnego wykonywania rozkazów. Powoduje to odchodzenie ze służby bardziej samodzielnych i profesjonalnych oficerów, ale też wywołuje odruchy niechęci do prezydenta wśród pozostałych. Lecz ten ferment niczym rządzącym nie grozi. – Żeby tworzyć spiski w takim środowisku, trzeba mieć dość specyficzne cechy: umiejętność formowania grup klienckich, budowania powiązań horyzontalnych za pomocą odpowiedniego rozdzielania zasobów korupcyjnych. A to zawsze kiepsko wychodziło rosyjskim oficerom, dlatego ostatnia próba przewrotu dokonanego przez mundurowych to powstanie dekabrystów w 1825 roku – tłumaczy Sołdatow.