Bruksela jednak zaskakująco ostrożnie reaguje na decyzję Polski i kolejnych państw graniczących z Ukrainą o zakazie importu ukraińskich produktów rolnych. Tak oficjalnie, ustami rzeczników prasowych KE, jak i nieoficjalnie, poprzez wypowiedzi wysokich rangą dyplomatów, zaleca ostrożność i nawołuje do dialogu.
– Jest problem: zboże zostaje w krajach UE, trzeba się temu przyjrzeć. Zgłaszały go wcześniej na posiedzeniu Rady Europejskiej Polska, także Słowacja czy Rumunia – mówi nieoficjalnie unijny dyplomata. I zastanawia się, czy odszkodowania dla rolników, które zaproponowała wcześniej KE – na razie na kwotę 56 mln euro – są wystarczające. Komisja przekonuje jednak, że państwa nie powinny podejmować jednostronnych decyzji w sprawie obostrzeń handlowych. Ociąga się jednak z oceną, czy Polska łamie prawo UE. – Analizujemy sytuację, pytamy o podstawę prawną – mówi rzeczniczka KE Miriam Garcia Ferrer.
Co zrobi Komisja Europejska
Komisja nie chce też eskalować sporu, by nie zaszkodzić z trudem utrzymywanej jedności wobec Kijowa. Zaproponowała już przedłużenie rozporządzenia, gwarantującego ukraińskim produktom swobodny dostęp do unijnego rynku. Obowiązuje ono do 5 czerwca 2023 r. i miałoby być przedłużone na kolejny rok. Zgoda Polski i innych państw wprowadzających teraz zakaz importu, nie jest konieczna, bo ten akt przyjmowany jest kwalifikowaną większością głosów. Ale nikt nie chce forsować go kosztem sąsiadów Ukrainy, dlatego KE już zaproponowała zmiany w rozporządzeniu, by uspokoić nastroje.
Przede wszystkim wzmocniony ma być mechanizm monitorowania sytuacji: co dwa miesiące sporządzano by analizę wpływu liberalizacji na unijne rynki. Skrócony - z sześciu do trzech miesięcy – byłby czas trwania dochodzenia w razie ewentualnych problemów. Natomiast ewentualne środki zaradcze mogłoby być wprowadzone bez konieczności wskazywania na poważne straty producentów, a na podstawie „negatywnego wpływu na unijne rynki”. Dyskusja na temat nowego rozporządzenia rozpoczyna się w tym tygodniu.