Oczywiście, że nie. Najpierw myślałem, że to jakaś pomyłka. Zacząłem wyjaśniać, że dopiero przyjechałem, że zaraz wyjeżdżam, że moje auto ma rosyjskie tablice rejestracyjne. Oni na to, że skoro tu przyjechałem, to powinienem szanować ich prawa, i zaczęła się bójka. Dostałem kilka razy w głowę. Przypadkowe kobiety zaczęły wzywać milicję. W dniu referendum na ulicach było mnóstwo milicjantów. Zatrzymano napastników i w kajdankach odwieziono ich na posterunek. Mnie poproszono, żebym przyjechał na komendę i napisał skargę o pobicie. Zrobiłem to, a po 5 minutach przyszedł oficer i oświadczył, że to ja jestem sprawcą. Miałem jakoby napaść na dwóch mężczyzn, powalić ich na ziemię i kopać. Tak trafiłem do aresztu. Stamtąd, już w nocy, karetka pogotowia zabrała mnie do szpitala (z objawami wstrząsu mózgu - red.). Potem mnie uwolnili. Swietłanie Kalinkinie, która czekała na mnie przed komendą i pytała, gdzie jestem, powiedzieli: "Nie znamy żadnego Szeremieta, taki tu nigdy nie przychodził".
Na Białorusi działacze opozycji są bici, znikają, ostatnio w dziwnych okolicznościach zginęła opozycyjna dziennikarka Weronika Czerkasowa. Na co liczy Łukaszenko?
Trudno o racjonalną odpowiedź, na co liczyli Hitler, Miloszević czy Jaruzelski? Dyktatorzy posługują się jakąś swoją logiką. Łukaszenko jak każdy dyktator niszczy opozycję. To człowiek bardzo brutalny i tchórzliwy. Teraz wie, że przegrał referendum. Według niezależnych danych dostał ledwie 43 procent głosów. Tylko dzięki oszustwom mógł ogłosić się zwycięzcą.
W 1997 roku władze Białorusi pana aresztowały, w 2000 roku zaginął pański przyjaciel, operator telewizyjny Dzmitrij Zawadski, książka o Łukaszence "Przypadkowy prezydent", którą pan napisał ze Swietłaną Kalinkiną, jest w Mińsku zakazana, ostatnio został pan pobity. Dlaczego ciągle jeździ pan na Białoruś?
Ja się na Białorusi urodziłem, to moja ojczyzna. Mieszkają tam moi rodzice, siostry i przyjaciele. Za rodzinę Dzmitrija Zawadskiego i jego los czuję się moralnie odpowiedzialny. Ciągle go szukamy i nie przestaniemy, dopóki nie trafimy na jakiś ślad. Dlatego mówię: lepiej niech Łukaszenko wyjedzie z Białorusi. Nie rozumiem, dlaczego przez niego z kraju mają wyjeżdżać wszyscy normalni ludzie. Oczywiście panuje strach, na pewno nikt nie chce trafić do więzienia, ale trzeba się sprzeciwiać. W innym wypadku Łukaszenko będzie rządził jeszcze przez 20 lat.
Jaka przyszłość czeka Białoruś?