– Nasze wojska pozostaną na granicy – oznajmił podczas weekendu Daniel Ortega. Prezydent Nikaragui zlekceważył rezolucję Organizacji Państw Amerykańskich, która wezwała oba kraje do wycofania oddziałów znad granicznej rzeki San Juan i podjęcia rozmów w celu zakończenia konfliktu.
Napięcie nad San Juan narasta od miesiąca, kiedy Nikaragua zajęła Isla Calero, wyspę o powierzchni około 1,5 km kw., o którą sąsiedzi od dawna toczą spór. Władze tego kraju twierdzą, że wyspa należy do Nikaragui i miały prawo wysłać tam wojsko. Kostaryka nie ma sił zbrojnych, ale posłała na pogranicze uzbrojone oddziały policji. Władze w San José oświadczyły, że do odgrzania sporu granicznego przyczyniła się wyszukiwarka Google, która na swoich mapach umieściła Islę Calero po nikaraguańskiej stronie granicy.
Wprawdzie gigant internetowy przyznał się do pomyłki i sprostował błąd, ale to nie zakończyło konfliktu.
Nikaragua prowadzi nad rzeką prace, które – jak twierdzi – mają skierować ją do jej dawnego koryta. Z kolei według Kostaryki chodzi o zdobycie terenów, które nigdy nie należały do jej sąsiada. Oba kraje grożą wniesieniem sprawy do Trybunału w Hadze i do Rady Bezpieczeństwa ONZ. Ortega wspomniał o wycofaniu się jego kraju z OPA (stanowiska Managui broniła tylko Wenezuela, rezolucję poparły 22 kraje). W sobotę w San José odbyła się antynikaraguańska demonstracja. Policja wzmocniła ochronę ambasady Nikaragui, którą nieznani sprawcy próbowali podpalić.
Rzeka San Juan ma około 200 km długości. Wypływa z jeziora Nikaragua, uchodzi do Morza Karaibskiego. W roku 2009 Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości ONZ potwierdził prawa Nikaragui do rzeki, ale przyznał Kostaryce prawo do żeglugi po San Juan.