Rz: Francuzi znowu wyszli na ulice w obronie tradycyjnej rodziny. Czy takie demonstracje mają sens? Czy rewolucję obyczajową da się zatrzymać?
Prof. Michał Wojciechowski:
Te zmiany da się zatrzymać, a nawet odwrócić. Gdy patrzymy na historię, widzimy, że obyczaje raz były swobodniejsze, raz surowsze. W starożytnej Grecji homoseksualizm był społecznie akceptowany, nawet bardziej niż obecnie, skoro rzeczą typową było wyzyskiwanie nieletnich. Ale już w czasach rzymskich uznawano go za słabość, a potem za szkodliwe i karalne zboczenie. Podobnie rzecz się ma z rozwodami: w starożytności można było się rozwieść za zgodą stron bez chodzenia do sądu.
Tylko że dawniej przemiany trwały setki lat...
Raczej tak, choć niektóre następowały szybciej. Na przykład na polskiej wsi 50 lat temu obyczaje były surowsze niż 100 lat temu. A teraz znowu się rozluźniają. W czasie wojen zwykle następuje radykalne – choć czasowe – rozprzężenie. Zresztą dziś też nie mamy do czynienia z bardzo szybkimi zmianami. W końcu większość ludzi wciąż sobie ich nie życzy. Nowością jest tylko to, że do zmiany obyczajów zostało zaprzęgnięte państwo. Wynika to z ogromnego przerostu jego roli w dzisiejszym świecie. To na tym polega problem.