Rekordowo droga walka o wyborców w USA

Na kampanię przed listopadowymi wyborami do Kongresu amerykańscy politycy mogą wydać ponad cztery miliardy dolarów

Aktualizacja: 10.10.2010 13:10 Publikacja: 10.10.2010 01:01

Siedziba Kongresu USA (fot. Kmccoy)

Siedziba Kongresu USA (fot. Kmccoy)

Foto: commons.wikimedia.org

Stawka w tegorocznym głosowaniu jest bardzo wysoka, ponieważ Partia Demokratyczna może dostać od wyborców największe lanie od 1994 roku. Jeśli tak się stanie, obóz Baracka Obamy straci kontrolę nad Izbą Reprezentantów, a być może również nad Senatem. Republikanie nie mają jednak gwarancji wygranej. Obie strony dwoją się więc i troją, by zdobyć głosy wyborców.

[srodtytul]Korporacje liczą na wpływy[/srodtytul]

Koszty tegorocznej kampanii liczone są już w miliardach dolarów. Ustanowiony cztery lata temu rekord wydatków – 3 miliardy dolarów, w tym roku z pewnością zostanie pobity. Według szacunków organizacji pozarządowych demokraci i republikanie wydadzą na walkę o głosy 4, a może nawet ponad 5 miliardów dolarów, a więc pięć razy więcej niż na kampanię podczas ostatnich wyborów prezydenckich.

– Rekordowe kwoty wynikają z tego, że to pierwszy rok, w którym nie obowiązują ograniczenia dotyczące wpłat na rzecz partii politycznych – zauważa Craig Holman z Public Citizen, organizacji monitorującej wydatki na kampanię. Owe limity zniósł kontrowersyjny wyrok Sądu Najwyższego, który w styczniu umożliwił anonimowe wpłaty na konta partii politycznych i wspieranie polityków przez różnego rodzaju korporacje i stowarzyszenia.

Dzięki temu republikanie zebrali w zeszłym miesiącu sześć razy więcej pieniędzy niż demokraci. Analitycy Public Citizen szacują, że w październiku mogą uzbierać nawet dziesięciokrotnie więcej niż ich konkurenci.

– Z pewnością będą to najdroższe wybory w historii Stanów Zjednoczonych. Te wielkie pieniądze pochodzą od zwykłych wyborców, ale także od korporacji, związków zawodowych i tysięcy różnego rodzaju grup interesu – tłumaczy „Rz” Dave Levinthal z Centre for Responsive Politics, które monitoruje wpłaty na kampanie polityczne. – To zapewnia korporacjom dostęp do polityków i utrzymywanie z nimi bliskich relacji. Dzięki temu, gdy w Kongresie pojawia się ważna dla nich sprawa, mogą bronić swoich interesów – dodaje Levinthal.

Republikanów, którzy obiecują m.in. przedłużenie ulg podatkowych dla najbogatszych i obalenie niektórych zapisów przyjętej przez administrację Baracka Obamy reformy zdrowia, wspierają m.in. giganci z Wall Street, a także przedstawiciele sektorów medycznego i farmaceutycznego. Amerykańska Izba Gospodarcza oficjalnie ogłosiła, że w tym roku budżet przeznaczony na wspieranie przedwyborczej walki wyniesie 75 mln dolarów, o 40 proc. więcej niż w roku 2008.

[srodtytul]Wyrzekają się Obamy[/srodtytul]

Ponieważ sondaże pokazują jednoznacznie, że Amerykanie są wściekli na rządzących, niektórzy członkowie Partii Demokratycznej, by ratować skórę, w przedwyborczych spotach starają się przedstawiać niemal jak członkowie opozycji. Jeszcze przed rokiem demokratom zależało, by wyborcy widywali ich w towarzystwie Baracka Obamy, jednak miesiąc przed wyborami politycy z obozu prezydenckiego jak ognia unikają w reklamach wyborczych słowa „demokrata”. Zamiast tego z dumą podkreślają np., że są przeciwni przyjętej przez administrację Obamy reformie zdrowia. Inni obiecują, że będą ostro protestować przeciwko jakimkolwiek nowym planom ratowania instytucji finansowych. A demokrata Earl Pomeroy z Dakoty Północnej wychwala nawet prezydenta George’a W. Busha.

Twoje wybory zależą od tego, co wiesz

Tylko 19
za pierwszy miesiąc dostępu do rp.pl

Subskrybuj

Doradcy polityczni przekonują, że zważywszy na panujące obecnie w Stanach Zjednoczonych nastroje polityczne najlepiej nie przedstawiać się wyborcom jako demokrata czy republikanin. – Zamiast mówić, z jakiej jest się partii, lepiej mówić, co się zamierza zrobić – przekonuje konsultant polityczny demokratów Hank Sheinkopf. Ale i tu demokraci często wchodzą w skórę konserwatystów i zapowiadają, że będą się domagać stanowczego zmniejszenia deficytu budżetowego albo obniżek podatków, czyli zgłaszają postulaty znane dotąd z wystąpień republikanów.

Przedstawiciele prawej strony sceny politycznej chętniej mówią o swojej partyjnej przynależności, choć niektórzy też wolą przedstawiać się jako „niezależni republikanie”.

Stawka w tegorocznym głosowaniu jest bardzo wysoka, ponieważ Partia Demokratyczna może dostać od wyborców największe lanie od 1994 roku. Jeśli tak się stanie, obóz Baracka Obamy straci kontrolę nad Izbą Reprezentantów, a być może również nad Senatem. Republikanie nie mają jednak gwarancji wygranej. Obie strony dwoją się więc i troją, by zdobyć głosy wyborców.

[srodtytul]Korporacje liczą na wpływy[/srodtytul]

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Społeczeństwo
Wojna przebudziła Ukraińców. Żegnają się z językiem rosyjskim
Społeczeństwo
Nie żyje najstarsza osoba na świecie. Inah Canabarro Lucas miała 116 lat
Społeczeństwo
Sondaż: Amerykanie niezadowoleni z polityki gospodarczej Donalda Trumpa
Społeczeństwo
Zadowolony jak Rosjanin w czwartym roku wojny
Społeczeństwo
Hiszpania pokonana w pięć sekund. Winę za blackout ponoszą politycy?
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku