Na zamknięte od kilku dni przejście w Kuźnicy, po stronie białoruskiej w poniedziałek zaczęli od rana masowo ściągać migranci, a wraz z nimi oddziały białoruskich wojskowych. W ciągu dnia tłum powiększał się o kolejne grupy osób, dotąd koczujące w lesie.
– Według naszych szacunków jest tam około 2 tys. osób. Policja ocenia ich liczbę na o tysiąc większą – mówi Anna Michalska, rzeczniczka KG Straży Granicznej.
Według MON przemieszczenie się migrantów na przejście w Kuźnicy było koordynowane z wozu dowodzenia, znajdującego się na tyłach dotychczasowego obozowiska w Kuźnicy.
Czytaj więcej
Nasz kraj staje się mimowolnym uczestnikiem katastrofy humanitarnej na wschodniej granicy. Dotychczasowa strategia Warszawy i Brukseli nie skłania Aleksandra Łukaszenki do ustępstw.
Służby i eksperci nie mają wątpliwości, że pod nadzorem tamtejszych służb przygotowywana jest być może największa próba siłowego przedarcia się przez granicę. Kiedy nastąpi, jest kwestią czasu. Gdzie? Być może w zupełnie innym miejscu, a Kuźnica ma być tylko próbą odwrócenia uwagi. – Powinniśmy się wspierać oddziałami prewencji z innych krajów. Najgorsza będzie pora nocna, bo Białorusini oślepiają naszych funkcjonariuszy światłem, trudno wtedy zobaczyć rzucane kamienie – zaznacza jeden z oficerów. – Na razie zebrane w Kuźnicy osoby są spokojne, jednak jesteśmy w gotowości, nie wiadomo, co nastąpi – mówi Michalska. I zauważa, że prób nielegalnego przekroczenia granicy jest nieco mniej, ale jeśli do nich dochodzi, to grupy są coraz większe.