W poniedziałek rano przed przejściem granicznym w Kuźnicy zebrało się do tysiąca migrantów. Zostali tu przyprowadzeni przez białoruskich strażników i założyli obóz. Nad zgromadzonymi co chwila słychać wystrzały, najprawdopodobniej ze ślepej amunicji. Białoruski dyktator najwyraźniej chce zwielokrotnić presję na Polskę. Ale też pokazuje, że szykuje się do długiej rozgrywki.
– Unia musi przygotować się do narastającej presji migracyjnej na granicy z Białorusią. Ten kryzys będzie jeszcze trwał długo – powiedział Agencji Reutera szef Frontexu Fabrice Leggeri.
Czytaj więcej
To będzie rozgrywka, która coraz mocniej zaciąży na dobrym imieniu naszego kraju na świecie.
Przy spadających temperaturach oznacza to nadejście katastrofy humanitarnej o rosnącej skali. I to takiej, za którą w oczach świata w coraz większym stopniu współodpowiedzialny jest nasz kraj. Bo choć imigrantów sprowadził tu Łukaszenko, to już w terenie są oni odpychani nie tylko przez jego służby, ale też polską Straż Graniczną. – Złapani między polską i białoruską granicą, bez środków do życia muszą stawić czoła coraz mroźniejszym nocom – alarmuje razem z innymi międzynarodowymi mediami CNN.
Na razie Unia stanęła za Polską murem. Szefowie dyplomacji „27” uzgodnili w poniedziałek kolejny pakiet sankcji na reżim w Mińsku. Ale białoruski dyktator, który chce uznania przez Brukselę swojej władzy i ma poparcie Moskwy, nie zamierza ustępować. Do Mińska nadal przylatują więc samoloty z marzącymi o lepszym życiu w Unii.