Gminy ścigają alimenciarzy

Samorządy przypomniały sobie, że pieniędzy można też szukać w kieszeniach osób niepłacących na dzieci.

Publikacja: 14.01.2014 00:50

Gminy wypowiadają wojnę dłużnikom alimentacyjnym. Wiele z nich przyznało, że w ostatnich latach walka o odzyskanie wypłaconych z Funduszu Alimentacyjnego pieniędzy staje się priorytetem. W rezultacie rosną kwoty odzyskiwanych długów alimentacyjnych.

I tak z informacji uzyskanych przez „Rz" w Gdańsku wynika, że w 2013 r. kwota odzyskana tam jest o ponad 300 tys. wyższa niż w 2012. W poprzednim roku było to 1,9 mln zł.

Ponad 300 tys. zł więcej odzyskali lubelscy urzędnicy. W 2013 roku wyegzekwowano 2,8 mln zł. W 2012 r. było to 2,4 mln zł, a rok wcześniej – 2,1 mln zł.

Także i inne gminy w Polsce mogą pochwalić się lepszymi wynikami. Dla przykładu: w Krakowie w 2013 r. odzyskano od dłużników alimentacyjnych 2,2 mln zł. To o przeszło 56 tys. więcej niż w latach poprzednich. Z kolei w Kielcach udało się wyegzekwować ponad milion złotych (o 19 tys. więcej niż przed rokiem).

Ale nie wszystkie gminy mogą pochwalić się sukcesami. Dla przykładu: w Białymstoku wyegzekwowano w 2013 r. od dłużników o 163 tys. mniej niż rok wcześniej, a w Poznaniu mniej o niemal 170 tys.

Odzyskiwane pieniądze to jednak tylko kropla w morzu. Przeciętnie długi alimenciarzy wobec samorządów dochodzą nawet do 60–70 mln zł, a poszczególne osoby mają do zapłacenia wiele tysięcy złotych. Dla przykładu: rekordzista w Gdańsku zadłużony jest na ponad 200 tys. zł, w Poznaniu – 100 tys. zł, w Krakowie – 133 tys. zł, a w Kielcach – 120 tys. zł.

Od kilku lat samorządy mogą zabierać prawa jazdy alimenciarzom. – Robimy to, gdy dłużnicy nie płacą pół roku i z nami nie współpracują – mówi urzędniczka z MOPR w Białymstoku.

Ten urząd złożył 408 wniosków o zabranie praw jazdy. W stolicy w 2012 roku 820 kierowców- alimenciarzy utraciło uprawnienia, a przez 9 miesięcy 2013 roku już 830. – Danych za cały rok jeszcze nie ma, ale myślę, że przekroczyliśmy tysiąc – uważa Agnieszka Kłąb ze stołecznego ratusza. Dodaje, że widać, że tych wniosków jest coraz więcej. Urzędnicy tłumaczą, że odzyskiwanie długów alimentacyjnych jest trudne z dwóch powodów. Po pierwsze, wielu dłużników celowo ukrywa miejsce zamieszkania, aby nie docierała do nich korespondencja z urzędu. Poza tym, kiedy dłużnik nie ma ustalonego miejsca zamieszkania, nie sposób prowadzić wobec niego egzekucji.

Druga sprawa jest taka, że z reguły nie ma z czego ściągać należności. Dłużnicy często nie pracują, a jeżeli już, to zwykle na czarno, a wtedy nie można ściągać długów z pensji. Nie mają też majątku, który mógłby zająć komornik. Dlaczego więc niektóre gminy mają dobre wyniki? – Położyliśmy większy nacisk na poszukiwanie faktycznego adresu dłużników. W tym zakresie współpracujemy także z sądem i prokuraturą, a dłużnikom odbierane jest także prawo jazdy. To przyniosło rezultaty – mówi Anna Machocka z lubelskiego ratusza.

Zdaniem ekspertów większe zaangażowanie gmin w ściganiu alimenciarzy nie wynika wcale z troski o dzieci.

– Gminy są coraz bardziej zadłużone. Nie mogąc regulować własnych zobowiązań, szukają pieniędzy gdzie się da. I dlatego nagle przypomniały sobie o dłużnikach alimentacyjnych – mówi dr Piotr Broda-Wysocki z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych.

Daria Cieplik z Ogólnopolskiej Federacji Godność i Rodzina zwraca uwagę na problem progów dochodu umożliwiającego otrzymanie świadczenia z Funduszu. – Nie były podwyższane od dawna, dlatego wiele dzieci wypadło z rejestru. Mając mniej dłużników w rejestrze, mogą ich łatwiej ścigać – tłumaczy Cieplik. Dziś próg wynosi 725 zł dochodu na osobę w rodzinie.

Społeczeństwo
Nawet 27 stopni w majówkę. Ale w weekend pogoda się zmieni
Społeczeństwo
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Kto ucieknie z kraju, gdy wybuchnie wojna
Społeczeństwo
Sondaż: Jak Polacy oceniają pontyfikat papieża Franciszka?
Społeczeństwo
Państwo w państwie. Miliony za śmieci na koszt mieszkańców gminy.
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Społeczeństwo
Kruche imperium „Królowej Zakopanego”