Saimon Sirikwa, któremu postawiono zarzuty, przebywa obecnie w areszcie. Aresztowano go tydzień temu za "stawianie resortu turystyki w złym świetle".
O co chodzi? Sirikwa jest przewodnikiem w znanym na całym świecie Parku Narodowym Serengeti. W ubiegłym tygodniu umieścił na Facebooku nagranie, na którym tłumaczy słowa wypowiadającej się po angielsku turystki. Kiedy kobieta chwali Tanzanię i mieszkających tam ludzi, przewodnik tłumaczy w Swahili, że kobieta mówi, iż "chciałaby, aby mieszkańcy Tanzanii przestali skarżyć się na głód".
Kiedy sprawa stała się głośna Sirikwa umieścił w sieci drugie nagranie, na którym tłumaczy, że pierwsze było żartem. - Nie mogę tolerować tego, kiedy oczernia się mój kraj. Ktokolwiek ściągnął wideo z mojego konta na Facebooku i zaczął je rozpowszechniać nie zrobił nic dobrego - podkreśla mężczyzna.
- Tamto wideo było żartem. Zrobiłem je dla zabawy. Nie chciałem nikogo zranić. Przepraszam moich fanów i osoby śledzące mój profil - dodaje. Jego słowa potwierdza turystka. - To był żart na Facebooku - zapewnia.
Ministerstwo Turystyki nie dało się jednak przekonać i przewodnik usłyszał zarzuty. Według komendanta lokalnej policji Sirikwie można postawić zarzuty z paragrafów dotyczących cyberprzestępczości.