W internecie krąży lista nazwisk sędziów, którzy udzielili poparcia kandydatom do Krajowej Rady Sądownictwa. To wciąż nieoficjalna informacja. Są na liście nazwiska, które pana zaskoczyły?
Część zupełnie nie. Spodziewałem się sędziów zgromadzonych wokół instytucji nazywanej dziś Krajową Radą Sądownictwa i takie są. Do przewidzenia byli też zastępcy rzecznika dyscyplinarnego sędziów sądów powszechnych – i także są. Podobnie jak osoby skupione wokół Ministerstwa Sprawiedliwości, z byłym wiceministrem Łukaszem Piebiakiem na czele, i nowo powołani prezesi sądów.
Sędziów, którzy znaleźli się na liście poparcia, czeka teraz trudny czas w środowisku?
Nie powinni spodziewać się hejtu, choć o takim mówiono, a nawet straszono. Na pewno nie ze strony sędziów. Z dezaprobatą muszą się liczyć. I powinni to przewidzieć, kiedy podpisywali listy poparcia.
Chyba nikt się nie spodziewał, że wokół tych list zrobi się takie zamieszanie. Poza tym niektórzy kandydaci obiecywali podpisującym, że ich nazwiska nie wyjdą na jaw.