TSUE orzekł, że kilka pytań prejudycjalnych Izby Pracy SN o ustalenie nieistnienia stosunku służbowego sędziów SN, w tym pana, jest niedopuszczalnych. I powołał się na podobne postanowienie TSUE z marca ub.r. Czy potrzebne było to drugie postępowanie i co to orzeczenie znaczy?
Wydaje się, że to drugie postanowienie mówiące o oczywistej niedopuszczalności przedstawionych pytań nie było potrzebne. TSUE dość jednoznacznie dał to do zrozumienia, bowiem po marcowym orzeczeniu, o którym pan wspomniał, przyszło do SN oficjalne zapytanie ze strony TSUE, czy w zaistniałej sytuacji SN podtrzymuje swoje pytania. Odpowiedź ze strony składów orzekających była jednoznaczna. O ile cofnięto jedno pytanie, tożsame z tym, do którego odniesiono się w marcu, o tyle podtrzymano wszystkie pozostałe. W efekcie TSUE odmówił na nie odpowiedzi. W skrócie, to orzeczenie oznacza stanowcze potwierdzenie ze strony TSUE stanowiska, że nie wykreuje normy pozwalającej sądom stwierdzać nieważność krajowych powołań.
Pojawią się pewnie argumenty, że to jakieś względy formalne lub proceduralne stanęły za tymi orzeczeniami TSUE. Czy ta ścieżka ma jeszcze jakieś szanse?
TSUE bardzo wyraźnie dał do zrozumienia, aby nie starano się go angażować w krajowy konflikt polityczny. Co do niektórych pytań Trybunał w Luksemburgu stwierdził, że ich nie rozumie.
A pytania zadane w Izbie Pracy mają szereg wątków formalno-proceduralnych. Po pierwsze, zadano je w sprawach, w których wbrew art. 267 Traktatu o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej spór nie był zawisły, bo pozwów nie doręczono pozwanym sędziom. Wcześniej w sprawach tych wyznaczono składy z naruszeniem obowiązujących przepisów i w związku z tym toczy się postępowanie wyjaśniające przed rzecznikiem dyscyplinarnym SN. Ponadto sędziowie, przeciwko którym wniesiono pozwy, odbierali zarówno same pozwy, jak i postanowienia o zadaniu pytań, jako próbę wywarcia presji na nich.