W wydaniu internetowym „Rzeczpospolitej" z 28 maja Wojciech Tumidalski, tekstem pt. „Kraków mówi szach nowej KRS", wezwał Krajową Radę Sądownictwa, aby „porządnie zbadała i wysłuchała tych, którzy mają coś do powiedzenia o metodach zarządzania sądem [Okręgowym w Krakowie] przez panią prezes [tj. niżej podpisaną]". Autor nie przytacza zarzutów wobec mnie, odwołuje się do metod zarządzania przeze mnie Sądem Okręgowym w Krakowie „opisywanych w krakowskich uchwałach". Autor zapewne ma na myśli uchwały zebrań sędziów Sądu Okręgowego w Krakowie z 24 maja oraz Sądu Apelacyjnego w Krakowie z 28 maja b.r.
Nikomu nie groziłam
Pomijając sformułowania czysto ocenne, obydwie uchwały zarzucają mi przede wszystkim „grożenie im [sędziom] postępowaniami dyscyplinarnymi, dla wymuszenia rezygnacji ze sprawowanej funkcji bądź zmuszenia do obejmowania oznaczonych stanowisk" (tak w uchwale SA w Krakowie). Domyślam się, że chodzi o odwołanie przeze mnie trzech sędziów z funkcji przewodniczącego wydziału w SO w Krakowie. Dotychczas znalazłam następcę tylko na jedną z trzech zwolnionych funkcji. W świetle stawianych mi zarzutów przebieg wydarzeń był następujący: najpierw zażądałam od przewodniczących wydziałów rezygnacji wymuszonej groźbą postępowania dyscyplinarnego, następnie odwołałam ich mimo braku rezygnacji i w końcu ponownie groziłam dyscyplinarkami osobom, którym proponowałem objęcie funkcji przewodniczącego. Absurdalność takiego postępowania sama w sobie czyni go niewiarygodnym. Niemniej wyjaśniam, że nikomu nie groziłam postępowaniem dyscyplinarnym w razie niezłożenia rezygnacji z funkcji lub jej nieprzyjęcia, a przebieg wydarzeń był następujący:
29 stycznia br. sześciu członków kolegium SO w Krakowie (jednego z trzech organów sądu, obok prezesa i dyrektora) złożyło jednocześnie rezygnację. Trzech spośród z nich pełniło jednocześnie funkcję przewodniczącego wydziału w Sądzie Okręgowym. Nie wyciągnęłam wobec nich konsekwencji od razu, aby nie zaogniać atmosfery w trakcie wyborów nowych członków kolegium. Jednakże po wyborach całej trójce oświadczyłam – w obecności trzech wiceprezesów – że przyjęcie funkcji członka kolegium, a następnie zbiorowa rezygnacja z tej funkcji, jest działaniem nieodpowiedzialnym i osoby tak postępujące nie powinny pełnić funkcji przewodniczącego wydziału. Zgoda kolegium jest konieczna do delegowania sędziego rejonowego do składu w sądzie okręgowym (tzw. delegacje jednodniowe) i w chwili rezygnacji członków kolegium już były wyznaczone terminy rozpraw, w których mieli brać udział sędziowie delegowani. Jednoczesna rezygnacja ponad połowy członków kolegium spowodowała odwołanie tych rozpraw i tylko w tym kontekście wspomniałam, iż taka rezygnacja, skutkująca brakiem możliwości działania organu sądu, może zostać uznana za delikt dyscyplinarny. Następnie odwołałam trzech przewodniczących wydziału, byłych członków kolegium, właśnie z powołaniem się na ich nieodpowiedzialne postępowanie, sprzeczne z dobrem wymiaru sprawiedliwości. Objęcie zwolnionych funkcji proponowałam doświadczonym sędziom, lecz po wyrażeniu wstępnego zainteresowania osoby te rezygnowały. Tylko się domyślam, że przyczyną odmowy przyjęcia funkcji była presja wywierana przez inicjatorów przytoczonych na wstępie uchwał. W przypadku wydziału karnego odwoławczego jeden z sędziów zgodził się objąć funkcję przewodniczącego, lecz wycofał się, gdy zwołałam posiedzenie kolegium w celu wymaganego ustawą zaopiniowania tej osoby. Powstaje więc pytanie, czy to ja groziłam sędziom, czy też inni sędziowie grozili proponowanym przeze mnie kandydatom do funkcji przewodniczącego?
Cała gama zdarzeń
Wracając do jedynego powołanego przeze mnie przewodniczącego wydziału wspomnę, że kolegium SO i w tym przypadku usiłowało uniemożliwić mi jego powołanie. Podczas opiniowania tej kandydatury członkowie kolegium wyrazili swoje opinii ustnie, a następnie odmówili głosowania. Sędzia Waldemar Żurek sugerował, że „będę mieć z tego powodu problemy" i „żebym dobrze przemyślała swoją decyzję". W poniedziałek mój kandydat został opisany w „Gazecie Wyborczej". W artykule ujawniano jako sensacyjną treść prywatnej rozmowy między nim a byłą przewodniczącą wydziału – sędzią Agnieszką Włodygą.
W tym miejscu zaznaczam, że jest to tylko przykład obrazujący metody działania niektórych sędziów krakowskich. Takich zdarzeń jest cała gama.