Im bliżej końca kadencji prof. Andrzeja Rzeplińskiego, tym wyraźniej widać, że reguły działania Trybunału przestają mieć znaczenie. Rządzą emocje i pochopne decyzje, których skutków nikt już nie waży.
Abstrahując od meritum rozstrzygnięcia, stała się rzecz niebywała. Jeszcze rano TK miał rozpatrywać sprawę zasad wyłaniania kandydatów na prezesa TK w pełnym składzie (obecnie co najmniej 11 sędziów). Kiedy okazało się, że trójka sędziów rekomendowanych przez PiS postanowiła nie uczestniczyć w rozprawie, protestując przeciwko niedopuszczeniu do orzekania innej trójki, której status kwestionuje prezes TK prof. Rzepiński, wykonał on radykalny ruch: stwierdził, że sprawa będzie rozpatrywana w pięcioosobowym składzie.
- Niczego nie obszedłem. Zastosowałem prawo, które mnie obliguje jako prezesa TK - mówił już po wyroku. Wyjaśnił, że podstawą prawną jego zarządzenia, że TK orzekał w pięcioosobowym składzie, jest art. 188 ust. 1 Konstytucji. Brzmi on: „Trybunał Konstytucyjny orzeka w sprawach zgodności ustaw i umów międzynarodowych z Konstytucją".
Bez znaczenia dla prezesa był przepis, który mówi wprost, że sprawy ustaw o TK Trybunał rozstrzyga w pełnym składzie (art. 26 ust. 1e niekwestionowany wcześniej). Pięciu sędziów nie jest pełnym składem i nie da się tego w żaden sposób uzasadnić. To tak jakby grupa kilkudziesięciu posłów obecnych na sali sejmowej przegłosowała ustawę wbrew konstytucyjnym regułom; ignorując quorum i wymaganą większość głosów.
Nie wiadomo jaką wartość będzie miał wyrok. Zapewne nie zostanie opublikowany i stanie się przyczyną kolejnych sporów i wzajemnych zarzutów. Jedno jest pewne: nieprawidłowy skład sędziowski przed sądami powszechnymi bezwzględnie dyskwalifikuje wyrok. W przypadku TK trudno o odwołanie.