Zamecznik: Artysta kreatywny

Pierwszy pokaz dorobku Wojciecha Zamecznika w Zachęcie dowodzi, że wiele jego pomysłów wyprzedzało czas.

Aktualizacja: 29.01.2016 21:10 Publikacja: 28.01.2016 18:41

O Zameczniku wiadomo, że współpracował z Henrykiem Tomaszewskim, Janem Lenicą, Oskarem Hansenem i Wojciechem Fangorem (ostatnio często przywoływano ich wspólne dzieło „Studium przestrzeni", pierwsze environenment w Polsce, rok 1958); że zaprojektował czołówkę „Pegaza", pierwszego telewizyjnego magazynu kulturalnego; że był wszechstronny i w ogóle...

Przypadek artysty o powszechnie znanym nazwisku, ale w gruncie rzeczy nieznanego z dokonań. No to jest okazja. Wystawa zatytułowana „Foto-graficznie" prezentuje artystę od intymno-zawodowej strony.

Z przepastnych archiwów rodzinnych kuratorski duet Karolina Rojek/Karolina Lewandowska wydobył około 300 obiektów, głównie zdjęcia, drobną część z dziesięciu tysięcy negatywów. Do tego filmy animowane, projekty, szkice. Do oglądania w Zachęcie od jutra.

Całość podzielono na pięć działów zatytułowanych słowami artysty. Na początku jest „Dom na głowie", potem „Całuję nieustannie według wzrostu i wysługi lat" (rozczulające zakończenie listu do żony, kilka przykładów ilustrowanej korespondencji do wglądu). Następnie mamy deklaracje bohatera: „Interesuje mnie ruch" czy „Gdybym mógł, najchętniej poświęciłbym się fotografii".

Bliscy w kadrze

Pokaz zaczyna się rodzinnie. Lata 40. XX wieku.

Wojciech (jeszcze niedawno więzień Auschwitz-Birkenau, absolwent Wydziału Architektury Wnętrza w Wyższej Szkole Budownictwa, po wyzwoleniu zatrudniony jako grafik w Biurze Odbudowy Stolicy) właśnie się ożenił. Halinę kocha nieprzytomnie; ich szczęście dopełnia mieszkanie/pracownia na Mokotowie. Zamecznik rejestruje amatorską kamerą Halę w intymnych sytuacjach. Młoda kobieta budzi się ze snu, karmi synów, pierworodnego Juliusza i młodszego Pawła, biega z nimi na spacerze.

Najbliższą mu trójkę ludzi (nie licząc psa) pan Wojciech uwiecznia latami, głównie podczas wakacji. Dzieci rosną, żona pięknieje, autor zmienia okulary. Ulotne scenki, bez roztkliwiania się. Jest dynamicznie, krótko, po męsku.

Z archiwalnych rejestracji zmontowany został kapitalny film „Dom na głowie" (w reżyserii Adama Plenty, rok 2013). Już w tych prywatnych kronikach, a także w zdjęciach robionych podczas zagranicznych podróży (jak na PRL-owskie czasy było ich całkiem sporo), ujawnia się szczególna umiejętność Zamecznika: dbałość o symboliczną moc kadrów. Skłonność do uniwersalizowania sfotografowanego obrazu popchnie go do eksperymentu: jako jeden z pierwszych wykorzysta zdjęcia w plakacie i ilustracji.

Zawsze wiedział, do czego dąży. Doskonałym przykładem jest fotograficzny plakat do filmu „Czerwony kwiat" (1950). Zamglona męska twarz, na pierwszym planie nieregularna forma z drutu kolczastego. Zanim fota powstała, grafik naszkicował drapieżny kształt, potem wedle rysunku skręcił drut i dopiero pstryknął.

Fascynujące jest prześledzenie etapów dochodzenia do finalnego efektu na plakacie „Cyrk". Zdjęcia akrobatów wykonane podczas spektaklu wydały się autorowi zbyt statyczne, nieoddające aury przedstawienia. Zamecznik zaczął więc wykonywać salta... odbitką przed okiem kamery. Uzyskał to, o co mu chodziło: wrażenie ruchu. Sylwety cyrkowców zamieniają się w smugi, kręgi świetlne. Jeszcze tylko podbarwienie figur i to jest to!

Do plakatu „Warszawska Jesień '62" artysta sfotografował cienie na ścianie, których negatyw użył w projekcie. Całość rozedrgana, niekonkretna, nastrojowa.

Oczywiście, nie on pierwszy poszukiwał wizualnych odpowiedników dla dźwięków przed nim byli Kandinsky, Čiurlionis, Klee. Jednak na polskim gruncie Zamecznik (który doskonale czuł muzykę, grał na fortepianie, komponował) należał do pionierów.

Linie w powietrzu

Niejako rewersem malowania cieniami są rysunki wykonane światłem. Powstały tak: artysta kreślił w powietrzu, w ciemnym pomieszczeniu, różne formy zapaloną latarką; aparat fotograficzny nastawiony był na długi czas naświetlania. Na odbitce postać fotografa ledwo majaczy w mroku, za to doskonale widać jasne linie „fruwające" w przestrzeni. Takie świetlne rysunki zdobią np. okładkę płyty Krzysztofa Pendereckiego „Tren pamięci ofiar Hiroszimy" (1963).

W Sali Matejkowskiej kolejne znakomite realizacje Zamecznika. Czołówka do filmu Janusza Morgensterna „Jutro premiera" (motyw przewodni, skomponowany przez Krzysztofa Komedę, rozbrzmiewa gdzieś pod sufitem). Drugie genialne dzieło „Italia '61", animowana etiuda wykonana (we współpracy z Janem Lenicą) na wystawę w Turynie.

Wreszcie zamykające pokaz malarskie projekty kalendarzy dla Stoczni Gdańskiej. Efektownie pokazane: w białej, długiej ścianie wycięto „bulaje"; w okienkach niewielkie kompozycje, które wydały się znajome... Centryczne, przenikające się, wielobarwne okręgi. Fangor? Nie, Zamecznik. Rok 1965. Może artyści równolegle wpadli na ten sam pomysł? Pytanie, na które dziś nie znajdziemy odpowiedzi.

W Sali Matejkowskiej kończy się wystawa, kończy opowieść o Wojciechu Zameczniku. Zmarł w 1967 roku, mając raptem 44 lata. Czy obecne pokolenia docenią jego niezwykłą kreatywność, na przekór niedostatkom technicznym i trudnym warunkom? Tego życzę.

Wystawa czynna do 24 kwietnia

Rzeźba
Ai Weiwei w Parku Rzeźby na Bródnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Rzeźba
Ponad dwadzieścia XVIII-wiecznych rzeźb. To wszystko do zobaczenia na Wawelu
Rzeźba
Lwowska rzeźba rokokowa: arcydzieła z muzeów Ukrainy na Wawelu
Sztuka
Omenaa Mensah i polskie artystki tworzą nowy rozdział Biennale na Malcie
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Rzeźba
Rzeźby, które przeczą prawom grawitacji. Wystawa w Centrum Olimpijskim PKOl