Korespondencja z Frankfurtu nad Menem
Taki obraz: występ jakiejś kapeli, frontman miota się po scenie z mikrofonem, tłucze nim o podłogę. Publiczności nie widać, ale wiadomo, że jest gorąco – klimat oddają szalone kolory i drapieżnie namazana postać. Pracę podpisano: Helmut Middendorf, „Singer" (1981).
Autor tego dzieła także zajął frontalne stanowisko na scenie ruchu określanego mianem Neue Wilde. Właśnie z tym ruchem artystycznym utożsamiane są lata 80. Agresja stała się obowiązującą postawą, estetyką, modą.
Niemieckich protagonistów tego kierunku przypomina kończąca się w niedzielę wystawa we frankfurckim Städel Museum. Prawie setka obrazów 27 autorów, wszyscy urodzeni pod koniec lat 40. i na początku 50. XX wieku. Pokolenie powojenne, wychowane w dobrobycie, bez burz ani konfliktów. Co ich zbuntowało?
Uśpieni do czasu
„Lata 80. Figuratywne malarstwo w Zachodnich Niemczech", brzmi tytuł prezentacji. Kto nie pamięta – były to jeszcze czasy przed zburzeniem muru, podział na RFN i NRD. Co ciekawe, Nowi Dzicy rozszaleli się po zachodniej, kapitalistycznej stronie. Socjalistyczna polityka skutecznie wytłumiała wszelkie przejawy nieokiełznanej ekspresji, co nie znaczy – wyciszała emocje. Tych nie da się wygasić nakazowo. I tak duch nonkonformistycznej niezgody spotkał się ze buntem politycznym, co dało efekty twórcze. Znakomite, bo w sztuce zawsze wygrywa szczerość, autentyzm, niezależność. Tak było wtedy.