Leszek Kieliszewski: Sankcja darmowego obiadu

Gdy Milton Friedman powtarzał, że nie ma czegoś takiego jak darmowy obiad, z pewnością nawet mu się nie śnił darmowy kredyt, i to jeszcze w wyniku sankcji.

Publikacja: 26.02.2025 05:10

Leszek Kieliszewski: Sankcja darmowego obiadu

Foto: Adobe Stock

Przez ostatnie trzydzieści lat świat nam się bardzo skomplikował w zasadzie w każdej dziedzinie. Podczas gdy niegdyś każdy potrafił samodzielnie naprawić swojego malucha, dziś wymiana żarówki wiąże się z wizytą w autoryzowanym serwisie. Do zakupu niemal każdego urządzenia technicznego jeszcze w latach dziewięćdziesiątych dołączany był schemat techniczny – w razie gdyby ktoś samodzielnie chciał dokonać naprawy. Dziś przekazywanie schematów nikomu nie przyjdzie nawet do głowy. Nikt też tego nie potrzebuje.

Postęp spowodował, że staliśmy się użytkownikami rzeczy, których działania nie rozumiemy, bo jako użytkownicy rozumieć tego nie musimy. Nikt też nie oczekuje od sprzedawcy samochodów, żeby wyjaśniał, w jaki sposób skonstruowano przycisk „start”, który uruchamia silnik. Można powiedzieć, że konsument nie jest świadom produktu, który kupuje. W takich kategoriach rozumowania niemal zawsze kupuje kota w worku.

Czytaj więcej

TSUE o „darmowym" kredycie. Prawnicy komentują wyrok w polskiej sprawie

Inaczej sprawy się mają w usługach bankowych. Tutaj pracownik banku musi wytłumaczyć każdy aspekt funkcjonowania produktu, wyjaśnić metody dokonywania obliczeń oraz to, jak skonstruowane są wskaźniki referencyjne. Inaczej klient będzie się czuł niepoinformowany albo wręcz oszukany, a kancelaria odszkodowawcza znaleziona na Facebooku utwierdzi go w tych przekonaniach i namówi do wstąpienia na drogę sądową w ramach sankcji kredytu darmowego. Bo darmowy kredyt mu się należy, choć sama dobrze nie wie dlaczego.

W drugiej opcji owa kancelaria odszkodowawcza kupi za ułamek ceny roszczenia klienta do banku i samodzielnie wystąpi o zwrot zapłaconych (nadpłaconych?) odsetek i innych kosztów.

Tu warto przeprowadzić pewien eksperyment intelektualny. Czy rzeczywistość powinniśmy kreować w taki sposób, że w przypadku nawet najmniejszych niedociągnięć dostawcy towarów lub usług należy go pozbawić prawa do zapłaty za wykonaną usługę? Czy moglibyśmy w ramach sankcji fryzjera darmowego nie zapłacić za strzyżenie, bo włosy zostały obcięte za krótko, albo nie tak jak sobie życzyliśmy? Albo czy restaurator powinien dać nam za darmo posiłek, który był przesolony, niedosolony albo po prostu trochę nie smakował?

Paradoks polega na tym, że absurdy, które z łatwością dostrzegamy w innych miejscach, jakoś nas nie uderzają, gdy chodzi o produkty bankowe czy szerzej: finansowe. Niekiedy granicą w roszczeniach mogłoby być poczucie wstydu, bo trochę głupio oczekiwać darmowego obiadu, gdy w gruncie rzeczy wszystko smakowało. Zasada ta nie dotyczy produktów finansowych, gdzie niejednokrotnie ludzie świetnie wykształceni, zajmujący wysokie stanowiska, w tym również związane z ekonomią lub biznesem nie mają żadnych zahamowań żeby dostać darmowy obiad, znaczy kredyt.

Nie chodzi nawet o samą sankcję, która w przypadku poważnych uchybień banku mogłaby być usprawiedliwiona, a nawet sprawiedliwa. Chodzi o praktykę, w której pretekst staje się przyczyną. Zabawa polega więc nie na tym, czy klient został potraktowany uczciwie, ale czy bank nie pomylił się w zaokrągleniach na drugim miejscu po przecinku, albo zamiast wskazać prezesa UOKiK jako organ, napisał po prostu UOKiK. Innymi słowy, polega to na znalezieniu niedociągnięć, które mają istotność zbliżoną do zerowej, ale formalnie można je zakwalifikować jako naruszenie ustawy. To już nie korzystanie z prawa. To nadużycie.

Sankcja kredytu darmowego doczekała się również orzeczenia TSUE, który 13 lutego odpisał na zapytanie prejudycjalne warszawskiego sądu rejonowego. Zmyślnie piszę: „odpisał”, bo treść orzeczenia nie stanowi odpowiedzi na żadne z pytań zadanych przez sąd. A pytania dotyczyły tego, czy błędnie wskazana roczna stopa oprocentowania stanowi naruszenie obowiązku informacyjnego (klient w rzeczywistości zapłacił mniej), czy podanie klientowi informacji, kiedy i w jakich sytuacjach opłaty związane z kredytem wzrosną, jest wystarczające, oraz czy sankcja kredytu darmowego ma zastosowanie niezależnie od skali naruszenia banku? Odpowiedź TSUE na każde z pytań można by streścić w formule „to zależy”, która oddaje sens udzielonych odpowiedzi. Orzeczenie TSUE nie dość, że niczego nie wyjaśniło, to dało kancelariom odszkodowawczym (nie mylić z adwokackimi lub radcowskimi) amunicję do strzelania w mediach społecznościowych, że darmowy kredyt należy się każdemu, co ich zdaniem potwierdził TSUE, a czego tak naprawdę TSUE nie potwierdził.

Roszczenia o darmowy kredyt będą zatem masowo spływały do sądów, których rozstrzygnięcia z czasem sprowadzą się do kazuistyki: „który pretekst to już powód”. Jeżeli sprawy miałyby pójść w tym kierunku, to dużo racji miał Cezary Stypułkowski, który w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” skonstatował, że mamy do czynienia z marnym prawem, żadną sprawiedliwością i upadłą moralnością.

Autor jest adwokatem, partnerem zarządzającym kancelarii Legality

Przez ostatnie trzydzieści lat świat nam się bardzo skomplikował w zasadzie w każdej dziedzinie. Podczas gdy niegdyś każdy potrafił samodzielnie naprawić swojego malucha, dziś wymiana żarówki wiąże się z wizytą w autoryzowanym serwisie. Do zakupu niemal każdego urządzenia technicznego jeszcze w latach dziewięćdziesiątych dołączany był schemat techniczny – w razie gdyby ktoś samodzielnie chciał dokonać naprawy. Dziś przekazywanie schematów nikomu nie przyjdzie nawet do głowy. Nikt też tego nie potrzebuje.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ciągły kłopot z konfiskatą
Rzecz o prawie
Ewa Maciejewska: Te konkursy trzeba powtórzyć
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Kupidyn sprawiedliwości
Rzecz o prawie
Marek Domagalski: Nie ignorujmy obywateli w sprawie imigracji
Materiał Promocyjny
Potrzebne są pilne ustalenia z KOWR w sprawie dalszych losów dzierżawy gruntów
Rzecz o prawie
Anna Nowacka-Isaksson: Modernizacja ustawy o aborcji
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”