Minister Adam Bodnar zaprezentował i spowodował szybkie przyjęcie przez rząd rozporządzeń dających podstawę powołania czterech komisji kodyfikacyjnych. Nie tylko reaktywowania dwóch działających jeszcze przed ośmioma laty: Komisji Prawa Cywilnego i Prawa Karnego, ale też dwóch nowych: komisji kodyfikacyjnych Prawa Rodzinnego oraz Ustroju Sądownictwa i Prokuratury.
Ten szeroki zarys kodyfikacyjnych planów sugeruje przyśpieszenie tworzenia prawa, w tym na bieżące potrzeby, co potwierdził właściwie krótko premier Donald Tusk, mówiąc, że komisje mają wspierać ministra sprawiedliwości Adama Bodnara w przywracaniu praworządności. A więc zapewne zwłaszcza w trwających i zapowiadanych zmianach ustroju sądownictwa i prokuratury.
Czytaj więcej
Jedna z komisji kodyfikacyjnych ma się zająć przywracaniem praworządności w sądach i prokuraturze.
I tu nasuwają się co najmniej dwie wątpliwości: po pierwsze minister Bodnar, co obserwujemy niemal każdego dnia, prezentuje kolejne rewolucyjne projekty zmian w wymiarze sprawiedliwości, nie mówiąc o decyzjach kadrowych prawnie wątpliwych, a z pewnością kwestionowanych. Komisja kodyfikacyjna zaś z natury swej powołana jest do przygotowania trwałych zmian danego segmentu prawa. W tym wypadku dotyczącego regulacji konstytucyjnych, co dokonywane jest w innym trybie. Po drugie gołym okiem widać, jak gorący konflikt o sądownictwo dzieli prawników i polityków, a projekty komisji kodyfikacyjnej, która nie ma inicjatywy legislacyjnej, wejść mogą w życie za przyzwoleniem większości parlamentarnej, która naturalnie się zmienia.
Nie zmieniają się natomiast szybko i istotnie prawo cywilne, a także rodzinne – które są nie tylko prawnym, ale i kulturowym fundamentem danego społeczeństwa. Dość powiedzieć, że prawo cywilne naszego kręgu kulturowego posługuje się dziesiątkami kanonów (paremii) pochodzących jeszcze z prawa rzymskiego (wiele z nich jest na fasadzie gmachu Sądu Najwyższego). I nikt nie śmie ich podważać, wyrażają bowiem sedno rozumowania prawniczego, a zarazem zdrowego rozsądku.