W objętej wojną Ukrainie sądy wciąż działają, mimo bombardowań i wyłączeń prądu. Jednak jeden z ważnych organów tamtejszego sądownictwa działa w tych dniach w Warszawie. To Komisja Konkursowa, od 16 stycznia przesłuchująca kandydatów na członków Wyższej Komisji Kwalifikacyjnej Sędziów Ukrainy (WKK).
Czytaj więcej
Armia Krajowa miała swoje podziemne sądy. Jeśli dojdzie do okupacji Ukrainy, nam też mogą być potrzebne – mówi Oleh Tkaczuk, sędzia Izby Cywilnej Sądu Najwyższego Ukrainy.
Ta ostatnia odgrywa istotną rolę w reformującym się właśnie systemie tamtejszego sądownictwa. Zajmuje się przeprowadzaniem konkursów na stanowiska sędziowskie według nowych, transparentnych reguł. A to właśnie jest klucz do odnowienia ukraińskiego sądownictwa, uważanego za skrajnie niewydolne i skorumpowane. Dość powiedzieć, że w 2015 r. poziom zaufania do sądów deklarowało zaledwie 5 proc. tamtejszego społeczeństwa.
Schron na emigracji
Komisja Konkursowa działa w sali konferencyjnej warszawskiego hotelu Sofitel Victoria. Nazwa może się kojarzyć z pragnieniami Ukraińców, by nastąpiło zwycięstwo w wojnie z Rosją, ale jak zapewniają członkowie komisji, to po prostu miło kojarzący się przypadek. Co najważniejsze: tu, na emigracji jest po prostu bezpieczniej niż w Ukrainie, bo można w spokoju zorganizować pracę, bez alarmów lotniczych i zaników elektryczności. Kandydaci są u siebie w kraju i łączą się z Komisją za pomocą kamer w swoich komputerach. Niektórzy z nich pochodzą z rejonów przyfrontowych: dwóch z obwodu donieckiego, ośmiu z charkowskiego, a jeden z ługańskiego. Wszystkich było 301, a na tym etapie konkursu pozostało 64.
– My tu mamy komfortowe warunki pracy, ale nasi kandydaci nie zawsze. Zdarza się, że w trakcie przesłuchania wysiada zasilanie albo wyją syreny alarmowe. Wtedy umawiamy się na kontynuację przesłuchania, gdy nastaną lepsze warunki – opowiada Iwan Miszczenko, przewodniczący Komisji Konkursowej, sędzia ukraińskiego Sądu Najwyższego.