Premierem tego wschodniego landu został Thomas Kemmerich z FDP, partii, która w październikowych wyborach do parlamentu Turyngii ledwie prześlizgnęła się nad 5-procentowym progiem wyborczym.
Mimo słabych kart Kemmerich dzisiaj pokonał jednak dotychczasowego premiera Bodo Ramelowa z postkomunistycznej Lewicy, najsilniejszej partii w landowym parlamencie. Zdobył 45 głosów (Ramelow 44, jeden poseł się wstrzymał), w tym głosy, drugiej pod względem liczby posłów Alternatywy dla Niemiec.
Nigdy jeszcze od AfD nie zależała obsada stanowiska szefa rządu w jakimkolwiek landzie.
Bez pięciu mandatów, które ma FDP, na większość nie mogła liczyć dotychczasowa lewicowa koalicja (postkomunistyczna partia Lewicy, Zieloni i socjaldemokratyczna SPD). pod wodzą Ramelowa. Liberałowie zdecydowali się jednak drogo sprzedać skórę, dostali stanowiska premiera, co w historii zdarzyło się tylko raz i to siedem dekad temu, gdy szefem rządu Badenii-Wirtembergii był Reinhold Maier.
Decyzja lokalnych polityków FDP i CDU będzie będą miały wpływ na wielką niemiecką scenę polityczną. Zrealizował się czarny scenariusz niemieckich elit: kordon sanitarny nałożony na antyimigrancką, antyestablishmentową, eurosceptyczną AfD został przerwany, bo lokalni politycy tradycyjnych prawicowych ugrupowań (CDU i FDP) nie posłuchali centrali partyjnych, które zarzekały się, że z Alternatywą nigdy nie wejdą w alianse.
A weszły i to wyjątkowo szybko i łatwo. Na jesieni rozmawiałem z liderami AFD w Turyngii i sąsiedniej Saksonii, gdzie też ich partia jest drugą siłą polityczną, i nawet oni nie spodziewali się, że już w 2020 roku skończy się izolacja AfD na poziomie landów. Myśleli, że nastąpi to w następnej kadencji albo pod koniec obecnej, gdy rozpadną się koalicje budowane z wielu ugrupowań w jednym celu: by nie dopuścić Alternatywy do władzy.
AfD jeszcze nie rządzi, ale dzięki niej Turyngia ma premiera. A jest to partia, w której są politycy uważani za neonazistów, kojarzący się z najczarniejszymi czasami w historii Niemiec i próbujący zmienić ocenę Trzeciej Rzeszy. Na dodatek partia prorosyjska. Dlatego to polityczne trzęsienie ziemi powinno zaniepokoić nie tylko Berlin (co już się dzieje), ale i Warszawę.