Niemiecki establishment polityczny odetchnął z ulgą w niedzielny wieczór, gdy pojawiły się pierwsze wyniki wyborów do landtagu w Saksonii-Anhalt. Partia Angeli Merkel CDU wygrała nie tylko z doskonałym wynikiem, ale i zdecydowanie lepszym niż budząca postrach w establishmencie prawicowo populistyczna AfD. A nie brakowało przedwyborczych sondaży, które dawały AfD szanse na pokonanie CDU. Byłby to tragiczny znak przed wrześniowymi wyborami do Bundestagu. Nawet jeżeli pamiętać, że Saksonia-Anhalt to jeden z najmniej ludnych landów, w dodatku wschodnich, gdzie wyborcy mają odmienne preferencje niż na zachodzie kraju. A tam mieszka sześć razy więcej Niemców.
Niemieckie media zgodnie uznały, że wzrosły szanse CDU oraz bawarskiej CSU, i ich kandydata na kanclerza Armina Lascheta, na kontynuację rządów po odejściu Merkel z polityki. Pod warunkiem, że na szczeblu federalnym CDU/CSU zdoła pokonać Zielonych, cieszących się poparciem nienotowanym w historii. W sondażach miewali już o 2–3 punkty proc. więcej niż CDU/CSU. Taki wynik we wrześniu oznaczałby, iż nie Laschet, ale kandydatka Zielonych, Annalena Baerbock, stanie na czele koalicji rządowej. Ten scenariusz wydaje się obecnie mniej realny. Za to nabiera kształtu skład przyszłej koalicji, w której Zieloni będą „młodszymi" partnerami CDU/CSU. Chyba że pokuszą się o budowanie koalicji z socjaldemokratami SPD oraz liberałami z FDP. Tego chcą młodsi wyborcy Zielonych, zachwyceni klimatyczno-socjalnymi hasłami partii.
Z drugiej strony z sondaży wynika, że Niemcy cenią stabilność w polityce, a ich zasadniczą troską są sprawy bezpieczeństwa socjalnego, czyli dotychczasowego statusu. Daje to nadzieję CDU/CSU. Pomogłoby im też, gdyby niemiecka jedenastka zdobyła mistrzostwo Europy. Piłkarskie sukcesy sprzyjały do tej pory partii Helmuta Kohla i Angeli Merkel.