Zuzanna Dąbrowska: W maju prezydenta wybierze koronawirus

Jeśli wybory odbędą się w przewidzianym, wiosennym terminie, to wygra je pandemia, nie Andrzej Duda. A jej skutki i tak uderzą ?w obóz Zjednoczonej Prawicy.

Aktualizacja: 18.03.2020 15:50 Publikacja: 18.03.2020 12:49

Zuzanna Dąbrowska: W maju prezydenta wybierze koronawirus

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Na pierwszy rzut oka sytuacja wydaje się być łatwa dla obecnego prezydenta, a trudna dla opozycji. Ponieważ dystans między prowadzącym w rankingach Andrzejem Dudą a następną w wyścigu Małgorzatą Kidawą-Błońską powiększa się – wszelkie próby przeniesienia terminu wyborów podejmowane przez opozycję wydają się żałosną próbą odwrócenia werdyktu historii, który już zapadł.

Faktem jest, że trudno byłoby znaleźć polityka, który mając największe szanse na wybór, dobrowolnie odraczałby rozstrzygnięcie. Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że gdyby liderem sondaży była kandydatka KO albo kandydat PSL czy Lewicy – ich upór w dążeniu do późniejszego terminu głosowania byłby znacznie mniejszy.

Co więc powinien zrobić Andrzej Duda? Jak najszybciej, w sposób jak najbardziej transparentny i umotywowany konstytucyjnie, przełożyć wybory na jesień. Nie chodzi bowiem o to, by mieć jak najlepszy wynik, tylko o to, by wygrać w pierwszej turze. Wbrew nadziejom propagandystów PiS – epidemia nie gwarantuje takiego sukcesu. Wezwania opozycji nie mają tu nic do rzeczy (zresztą i tak prezydent do tej pory niespecjalnie się nimi przejmował) – politycy działają w zgodzie z własnym interesem, tak było, jest i pewnie będzie. I właśnie dlatego prezydent powinien – zgodnie z własnym interesem – zrezygnować z majowej daty.

Nie wierzę w to, żeby będąc wciąż młodym politykiem, Andrzej Duda chciał zapracować sobie na przydomek „prezydenta wybranego przez koronawirus". A w tych dniach stało się tak oczywiste, że to pandemia rozdaje karty, także w polityce, a przede wszystkim w ekonomii, że nawet gdyby Andrzej Duda miał wyłącznie szlachetne zamiary i pokazywał się w telewizorach ze szczerego altruizmu, i tak nikt w to nie uwierzy.

Nie wiadomo zresztą jeszcze, jakie skutki społeczne i ekonomiczne przyniesie Polsce zdrowotna plaga. Jeśli jednak prezydent liczy na to, że do 10 maja nikt ich nie zauważy, a koledzy z rządu nie dadzą rady niczego zepsuć ?– bardzo się myli. Skutki ewentualnych upadłości, braku regularnej opieki medycznej, zdalnej edukacji i braków w zaopatrzeniu właśnie wtedy mogą dać znać o sobie w całej pełni. Bo nasze zasoby są niewielkie, wystarczają na miesiąc–dwa sytuacji awaryjnej. Nie jesteśmy przecież imperium, tylko państwem na dorobku. Trzeba dać nam czas na wyleczenie z wirusa i nadrobienie strat. Prezydent może w tym pomóc, bo wśród ludzi, którym nagle sufit zwalił się na głowy, łatwo zabłysnąć dobrą wolą – i wtedy stanąć do kolejnej walki wyborczej.

Jeśli tak się nie stanie, to w maju przyjdzie czas, w którym to koronawirus wybierze nam prezydenta.

Na pierwszy rzut oka sytuacja wydaje się być łatwa dla obecnego prezydenta, a trudna dla opozycji. Ponieważ dystans między prowadzącym w rankingach Andrzejem Dudą a następną w wyścigu Małgorzatą Kidawą-Błońską powiększa się – wszelkie próby przeniesienia terminu wyborów podejmowane przez opozycję wydają się żałosną próbą odwrócenia werdyktu historii, który już zapadł.

Faktem jest, że trudno byłoby znaleźć polityka, który mając największe szanse na wybór, dobrowolnie odraczałby rozstrzygnięcie. Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że gdyby liderem sondaży była kandydatka KO albo kandydat PSL czy Lewicy – ich upór w dążeniu do późniejszego terminu głosowania byłby znacznie mniejszy.

Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki